7.03.2023
MODERNIZM - TWÓRCY, DZIEŁA, INNOWACJE (1890-1930) 5/100
Jesteśmy już w drugiej połowie XIX wieku. O ile wcześniej skupiłem się na przykładach z dziedziny muzyki fortepianowej, to teraz przyszedł czas na brzmienia orkiestrowe. Kiedy czyta się książki, artykuły, czy też jakiekolwiek inne teksty na temat ewolucji języka muzycznego w XIX wieku, to trudno nie trafić na słynne dzieło Wagnera.
Oto jeden z przełomowych momentów rozwoju sztuki dźwięku w XIX wieku. Chodzi rzecz jasna o ewolucję języka harmonicznego. Jeśli myślimy o początkach procesu rozkładu systemu funkcyjnego dur-moll, to niemal od razu na myśl przychodzi właśnie „Tristan i Izolda”. Niemiecki kompozytor niechętnie mówił o wpływach, jednak bez wcześniejszych eksperymentów Chopina i Schumanna jego punkt startu byłby inny. Koniecznie musi paść jeszcze jedno nazwisko – Liszt, bowiem to właśnie jego poszukiwania wywarły niemały wpływ na Wagnera (rozbudowana chromatyka!). Relacje na linii Liszt - Wagner to zresztą osobny, nierzadko dość zajmujący temat. Być może kiedyś jeszcze do niego powrócę.Jeśli chodzi o „Tristana i Izoldę”, to szczególnie warto zwrócić uwagę na słynny wstęp, bowiem to w nim eksperymenty były najbardziej radykalne i dalekosiężne. Szczególnie ciekawy jest efekt dążącej, a nierozwiązującej się dominanty. Szeregi przechodzących jedna w drugą dominant różnych tonacji, nietypowe struktury harmoniczne - wszystko to sprawia, że system funkcyjny dur- moll drży w swoich posadach. W niektórych fragmentach zabarwienie tonalne rozpływa się niemal zupełnie. W kontekście muzyki przyszłości nader istotny jest jeszcze jeden fakt - Wagner notorycznie unika konsonansów. Gdy słuchamy tej muzyki dzisiaj, nie jesteśmy już w stanie wyłapać wszystkich subtelności, które wtedy, dla słuchacza XIX-wiecznego, były prawdziwą rewolucją. W czasach Wagnera miłośnicy sztuki dźwięku mieli bardziej wyostrzony słuch na dysonanse. Rzecz jasna w grę wchodzi audytywne doświadczenie. My mamy już za sobą wielowarstwowe, często bardzo radykalne, eksperymenty harmoniczne, które dokonały się w XX wieku.
W kontekście „Tristana i Izoldy” ważna wydaje się szczególnie dynamika zmian, nieuchronnie prowadząc w stronę atonalności. Beethoven – Schubert - Schumann - Chopin – Liszt – Wagner – Liszt (późne utwory fortepianowe) - Strauss – Schönberg. Tak można, oczywiście w dużym uproszczeniu, przedstawić drogę rozwojową języka harmonicznego w XIX wieku. Wagner i jego wstęp do „Tristana i Izoldy” to ważny fragment tej podróży, prowadzącej do innego świata dźwięków. Abstrahując od powyższych innowacji, warto podkreślić jedno – to po prostu bardzo piękna muzyka, która broni się dobrze także w XXI wieku.
Destrukcja systemu funkcyjnego przybierała różne formy. A propos linii rozwojowej Beethoven - Schönberg, brakuje w niej oczywiście istotnych „łączników”, choćby Skriabina, bez którego obraz byłby niepełny. Jeśli chodzi o kompozytorów z drugiej połowy XIX wieku, skupiłem się tylko na tych, którzy eksperymentowali z chromatyką, tak aby nakreślona ewolucja była spójna i logiczna. Trochę inaczej wyglądało to w przypadku twórców, którzy zmian szukali gdzie indziej. Dobrym przykładem niech będzie Claude Debussy - kłaniają się jego eksperymenty ze skalą całotonową.
Płyta godna uwagi związana z tematem:
Richard Wagner – Tristan Und Isolde - Orchester Der Bayreuther Festspiele - Karl Böhm (1966)
Oryginał ukazał się na pięciopłytowym wydaniu winylowym. Edycji kompaktowej słuchacze doczekali się dopiero w latach 90. Jest to kanoniczna wersja tego dzieła. Nigdy nie byłem miłośnikiem XIX-wiecznej opery. Nie przekonało mnie nawet to arcydzieło gatunku. Muszę jednak przyznać, że najsłynniejszy i najbardziej nowatorski fragment tego dzieła, czyli Vorspiel, robi wstrząsające wrażenie. Szkoda, że instrumentalnych segmentów jest w tej operze niewiele. Przesłuchałem kilkanaście różnych wersji Vorspiel i stwierdzam, bez cienia wątpliwości, że ten jest najlepszy. Jeśli ktoś z Was nie widział jeszcze filmu Larsa von Triera „Melancholia” (2011), to warto obejrzeć. Między innymi ze względu na długi prolog, w którym pojawia się słynne preludium do „Tristana i Izoldy”. Powstała intrygująca, miejscami wręcz magiczna, dźwiękowo-wizualna błyskotka.
"Gdy słuchamy tej muzyki dzisiaj, nie jesteśmy już w stanie wyłapać wszystkich subtelności, które wtedy, dla słuchacza XIX-wiecznego, były prawdziwą rewolucją".
OdpowiedzUsuńNo właśnie, dziś tzw. akord tristanowski nie brzmi już dla nas dysonansowo. Brzmi tajemniczo, można powiedzieć nawet mistycznie. Stosował go zresztą np. Klaus Schulze. Swoją drogą - z Wagnerem mam podobnie jak Ty. A może jeszcze bardziej radykalnie. W całości ich nie trawię - bo nie dość, że długie, nadęte i nudne, to jeszcze - nie ma co ukrywać -nieznośnie wielkogermańskie. Natomiast vorspiele są cudowne. Mam tylko jedną płytę z Wagnerem (podwójny CD "pod Soltim" właśnie z uwerturami) i to mi w zupełności wystarcza.
We wspomnianym przez Ciebie radykalizmie moglibyśmy się licytować. ;) Nigdy nie przepadałem za osiemnastowieczną i dziewiętnastowieczną operą. Ten styl sztuki wokalnej zupełne do mnie nie trafia, nierzadko jest wręcz odstręczający. Zupełnie inna sprawa to muzyka dawna. Bardzo lubię śpiew z okresu średniowiecza, renesansu i baroku. Wagner był, delikatnie rzecz ujmując, mało sympatycznym człowiekiem. Nie chodzi tylko o jego wielkogermańskie skłonności. Jego profil ideologiczny zapewne spodobał się Hitlerowi, choćby skłonności antysemickie. Kiedyś czytałem biografię Liszta i Wagner z oczywistych względów nierzadko się w niej pojawiał. Najkrócej rzecz ujmując - nie wzbudzał sympatii. Na temat Beethovena również można by napisać to i owo, jednak Wagnera jako człowieka odbieram znacznie gorzej. Słyszałem dwie płyty z uwerturami autora „Tristana i Izoldy”, jedna z nich była podwójna. Niestety nie pamiętam dyrygenta, bo płyt nie posiadam w swojej kolekcji. Kiedyś posłuchałem sobie jego muzyki fortepianowej - niezła, ale nic szczególnego.
OdpowiedzUsuń