Franz Liszt - Bagatela bez tonacji


 

 23.03.2023

 

MODERNIZM - TWÓRCY, DZIEŁA, INNOWACJE (1890-1930) 6/100

Tym razem już po raz ostatni powracam do czasów, gdy królowała estetyka romantyzmu. Nowe koncepcje będzie kształtował przyjaciel i konkurent Chopina - Franciszek Liszt. W tym miejscu autorowi „Etiud transcendentalnych” należą się najwyższe słowa uznania. Kreatywność to jedna rzecz, jednak przede wszystkim warto zauważyć w jakim wieku nasz bohater nieustannie posuwał się do przodu.

Liszt w drugiej połowie XIX wieku, szczególnie w latach 70. i 80., zaczął śmiało eksplorować obszary, które z dzisiejszej perspektywy kojarzą się nam z dwudziestowiecznymi pomysłami i rozwiązaniami. Na szerszą skalę słychać to w jego utworach fortepianowych, które powstały w ostatnich kilkunastu latach jego burzliwego życia. W twórczości Liszta w zalążkowej formie pojawiają się koncepcje impresjonistyczne i ekspresjonistyczne. W pierwszym przypadku wskazałbym  „Les Jeux d'Eaux à la Villa d'Este” z trzeciego tomu „Années de pèlerinage, troisième année” (1867-1877). Protoekspresjonistyczne wątki pojawiają się w słynnej „Bagateli bez tonacji” (1885).

Późne utwory fortepianowe Franciszka Liszta były długo nieznane lub lekceważone. Nic w tym dziwnego. Wiele z nich długo czekało na opublikowanie. Zdaniem niektórych krytyków były przejawem zdziwaczenia. Niejednokrotnie wskazywano, że swoje mógł zrobić sędziwy wiek muzyka. Inni badacze podkreślali, że istotnym wątkiem był lęk egzystencjalny - nieuchronnie zbliżająca się śmierć oraz postępująca depresja. Do wielu osób niezbyt przemawiała ich aforystyczna forma, jednak chyba jeszcze bardziej odstręczał nowatorski język harmoniczny. Węgierski kompozytor w swoich miniaturach antycypował wiele rozwiązań, które kojarzymy już z muzyką XX wieku. Były one istotnym punktem odniesienia dla innych wybitnych twórców. Warto wymienić choćby takich, jak: Richard Strauss, Bela Bartók,  Aleksander Skriabin, Igor Strawiński i Claude Debussy.

Liszt sięgał po skale całotonowe, ograniczył obecność czynnika melodycznego, często nasączał utwory ostrymi dysonansami (np. trytonami), tworzył skomplikowane i nietypowe akordy. Jednym z najbardziej radykalnych przykładów jest „Bagatela bez tonacji”, w której autor „Etiud transcendentalnych” zrywa z tonalnością. Nie tylko dokonuje destrukcji systemu funkcyjnego (pod tym względem poszedł jeszcze dalej niż Ryszard Wagner w „Tristanie i Izoldzie”), ale także tworzy wielce specyficzne struktury rytmiczne. Warto zwrócić uwagę na oryginalną i nowoczesną szatę brzmieniową. To już prawdziwy świt muzyki XX wieku.

 

Płyta godna uwagi związana z tematem:

Frantz Liszt – Alfred Brendel Plays Liszt (1997)

Nie jest to moja ulubiona lisztowska retrospektywa w wykonaniu Brendela. Przede wszystkim ze względu na fakt, że nagrania są dość wiekowe, co ma swoje ograniczenia. Program jest jednak bardzo zachęcający. W zestawie znajdziemy żelazne klasyki - na przykład obydwa koncerty fortepianowe, Totentanz, sonatę b-moll. Tak na dobrą sprawę niniejszy album wybrałem ze względu na jeden utwór. Perełkę, którą trudno jest zdobyć w dobrym wykonaniu. Rzecz jasna chodzi o Bagatelę bez tonacji. Jeśli ktoś szukałby reprezentatywnych kompozycji Liszta zgromadzonych na większym wydawnictwie, to warto sięgnąć po naprawdę mistrzowskie interpretacje. W 2011 roku Decca wydała trzypłytowy „Alfred Brendel: Liszt, Artist's Choice”. Jeśli chodzi o sztukę wykonawczą, niewątpliwie jest to najwyższy level. Warto podkreślić, że w pełni satysfakcjonująca jest również jakość dźwięku. Bezcenny jest 9-płytowy box Jorge Boleta „Liszt - Piano Works” (2001). Bolet grał bajecznie Liszta. Do wymienionych nagrań w ciągu ostatnich lat wracałem regularnie z dużą przyjemnością, dlatego bez wahania mogę je polecić każdemu słuchaczowi, który chciałby zanurzyć się w muzyczny świat Liszta.

 

  

2 komentarze:

  1. Przepraszam Cię drogi Aleksandrze, że piszę to tutaj, ale muszę Cię zapytać. Otóż dowiedziałem się, że w najnowszym numerze Lizarda zabraknie Twojego felietonu. Bardzo mi się to nie podoba, bo jak wiesz czytanie tego periodyku zawsze zaczynam od Twojego artykułu. Jeżeli chcesz i możesz to tu zdradzić, to powiedz proszę, że to jednorazowe potknięcie i nie zaprzestałeś pisać dla tego czasopisma. Jeszcze raz przepraszam, że piszę o tym tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na chwilę obecną bardziej prawdopodobny jest wariant, że nie będę już pisał w "Lizardzie". Można do tego podejść pozytywnie - tam były cztery eseje w ciągu roku, na blogu jeden tekst co cztery dni.

    OdpowiedzUsuń