Talk Talk - Spirit Of Eden (1988)

 

9.11.2022

 

Do tego zespołu, z różnych względów, mam ogromny sentyment. Kojarzy mi się z początkami słuchania muzyki. Pierwszymi ożywionymi dyskusjami w gronie kolegów na temat ówczesnej muzyki.

Tak się złożyło, że „The Party’s Over” (1982), czyli debiutancki album orkiestry Marka Hollisa był pierwszym nagranym z radia na mój magnetofon kasetowy, który dostałem od rodziców. Pamiętam nawet z jakiej audycji - „Romantycy muzyki rockowej”, Tomasza Beksińskiego. Płyty posłuchałem kilka razy i dość szybko mi sie znudziła. Wtedy z wolna wchodziłem już w świat rocka progresywnego, dlatego synthpopowe klimaty wydawały mi się zbyt banalne. Po latach powróciłem do tego albumu i przeżyłem miłe zaskoczenie. Był to bezpretensjonalny zbiór niezwykle melodyjnych i zgrabnych piosenek. Zawsze uważałem, że dobre piosenki są na wagę złota, bowiem wielu z nas zaczyna swoją muzyczną przygodę właśnie od popu. Ważne jest to, aby nie tylko prezentowały dobry poziom, ale także inspirowały słuchaczy do dalszych eksploracji, co w rezultacie może wydatnie przyczynić się do poszerzenia horyzontów muzycznych.

 Moim ulubionym albumem zespołu jest „The Colour Of Spring” (1986), który z perspektywy czasu jawi się jako pomost między okresem „synthpopowym” i „artystowskim”. Tym razem skupię się jednak na kolejnym w ich dorobku, iście rewolucyjnym. Pamiętam, że gdy posłuchałem go po raz pierwszy przeżyłem nieomal szok. Do tej pory Talk Talk przyzwyczaił nas do ładnych synthpopowych piosenek. Fakt, że już na poprzednim albumie wyraźnie było słychać, że idzie „nowe” („April 5th”, „Chameleon Day”, „Time It’s Time”), jednak takiej wolty chyba nikt nie oczekiwał. Ważne jest również to, że grupa wyraźnie szła pod prąd. Mogło to zaskoczyć wiele osób, wszak ich korzenie były ewidentnie popowe. Musiałem posłuchać płyty kilka razy, aby bardziej się z nią oswoić. Reakcje ówczesnych zwolenników zespołu były różne. Osoby mocno związane z popem, niemające ochoty na eksploracje niekonwencjonalnych dźwięków, często odwracały się od zespołu, poszukując muzyki bardziej przebojowej i „na czasie”.

 Co najczęściej ich zniechęcało? Nie była to już przebojowa muzyka, która z powodzeniem mogłaby szturmować listy przebojów. Wprawdzie z płyty wykrojono singiel „I Believe In You”, jednak nie miał on zbyt dużego potencjału komercyjnego. Zapewne nie zyskał poklasku fakt, iż muzyka była niezwykle wyciszona. Słuchacze przyzwyczajeni do dynamicznej, mocno zrytmizowanej muzyki czuli się zagubieni i zniechęceni. Sublimacja tkanki brzmieniowej siłą rzeczy sprawiła, że dla szerokiego grona słuchaczy muzyka stała się mniej komunikatywna. Istotna była również daleko posunięta ewolucja stylistyczna. „The Spirit Of Eden” trudno było nazwać synth popem. Już na „The Colour Of Spring” bardzo mocno ograniczone zostało brzmienie syntezatorów. Tym razem muzycy zupełnie zrezygnowali z tego instrumentu. Klawiszowe faktury zostały zdominowane przez fortepian i organy. Tkanka brzmieniowa niejednokrotnie przypominała nagrania z pierwszej połowy lat 70. Pojawiły się nawet porównania do King Crimson i Van der Graaf Generator. Talk Talk nie miał jednak zamiaru wracać do czasów świetności progrocka. Owszem, w ich muzyce słychać było fascynacje starszymi nurtami rocka, bluesem oraz jazzem, jednak ekstrakt muzyczny, który sporządzili w niemałym stopniu był czymś ożywczym. Antycypował nowy nurt muzyczny, który w pełni rozwinie się w latach 90. Chodzi rzecz jasna o post-rock.

 „Post-rockowe” wcielenie Talk Talk nie odbieram w sposób jednoznaczny. O ile bardzo lubię „The Spirit Of Eden”, to już w przypadku „The Laughling Stock” (1991) mam pewne problemy „adaptacyjne”. Podobnie jest w przypadku jedynego solowego albumu Marka Hollisa. Jego profil stylistyczny w niemałym stopniu przypomina ostatni studyjny album Talk Talk. Świadczy to o tym, że głównym architektem transformacji stylistycznej zespołu był Mark Hollis.

 Historia Talk Talk to już ostatecznie zamknięty rozdział muzyki rockowej.   Mark Hollis i spółka, zważywszy na ich dorobek oraz specyfikę ewolucji twórczej, zasługują na szacunek słuchaczy. W muzycznym show biznesie większość wykonawców, którzy odnieśli sukces, szybko degeneruje się artystycznie, nolens volens stając się niewolnikiem systemu, który stworzyły wytwórnie płytowe. Mark Hollis nie miał parcia, aby dorwać się do konfitur, poza tym, co również warto podkreślić, zdołał zachować niezależność artystyczną w czasach, kiedy nie było to takie proste.

Ocena: 7,5/10

 

--------------------------------------------------------------------------------------------
 

Talk Talk -  Spirit Of Eden (1988)

 

1. The Rainbow  8.02
2. Eden  7.39
3. Desire  6.52
4. Inheritance  5.09
5. I Believe In You  5.59
6. Wealth  6.34
 

Skład:
Lee Harris – drums; Paul Webb – electric bass; Tim Friese – Greene – harmonium, piano, organ, guitar; Mark Hollis – vocal, piano, organ, guitar; Martin Ditcham – percussion; Robbie Mc Intosh – dobro, 12 string guitar; Mark Feltham – harmonica; Simon Edwards – Mexican bass; Danny Thompson – Double bass; Henry Lowther – trumpet; Nigel Kennedy – violin; Hugh Davis – shozygs; Andrew Stowell – bassoon; Michael Jeans – oboe; Andrew Marriner – clarinet; Christopher Hooker – cor anglais oraz Choir of Chelmsford Cathedral.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz