28.102023
Słuchając nagrań grupy, które były odrzutami z sesji można dojść do przekonania, że niejednokrotnie selekcja nie była optymalna. Genesis był specyficznym zespołem. Każdy z muzyków był kompozytorem, dlatego często zdarzała się sytuacja, że artyści mieli nadmiar pomysłów. Stosowano wtedy zasadę demokratycznego głosowania. Utwory, które zdobyły najmniej głosów, były często wydawane na drugiej stronie singla lub na maxi singlu. W najgorszym razie trafiały do szuflady.
Moje subiektywne zestawienie „błędów” i „zaniechań”:
Świadomie pominąłem „From Genesis To Revelation” (1969), bo w tym przypadku takie spekulacje nie mają większego sensu
„Trespass” (1970)
Bez zastrzeżeń, choć trochę szkoda, że do szuflady trafiły nieco wcześniejsze „Pacidy”, „Let Us Now Make Love” i „Shepherd”.
„Nursery Cryme” (1971)
W repertuarze płyty zabrakło „Happy The Man”, który w 1971 roku Genesis grywał na koncertach. Gdyby usunięto „For Absent Friends”, ewentualnie „Harlequin” nie byłoby problemu.
„Foxtrot” (1972)
Szkoda, że nie załapał się „Twilight Alehouse”. Czy była jakaś sensowna alternatywa? Nie za bardzo. „Twilight Alehouse” był zbyt długi, aby dokooptować go do repertuaru płyty („Foxtrot” trwa circa 51 minut). Usunięcie innego utworu byłoby bolesne
„Selling England By The Pound” (1973)
Muzycy (dokładnie Peter Gabriel) nie pokusili się dokończyć i umieścić na płycie „Deja Vu”. Po latach strzępy materiału odkopał Steve Hackett, dodał swoje pomysły, następnie umieścił na albumie „Genesis Revisited”. Mocna rzecz. Pozbycie się „More Fool Me” czy też „After The Ordeal” mogłoby jeszcze bardziej podnieść poziom tej znakomitej płyty.
„The Lamb Lies Down On Broadway” (1974)
Muzycy wykorzystali praktycznie wszystko, co powstało w czasie sesji nagraniowych. W każdym razie oficjalnie nic się nie ukazało.
,,A Trick Of The Tail” (1976)
Bezwzględnie błędem było nieumieszczenie na płycie ,,It's Yourself”. ,,A Trick Of The Tail” to fenomenalny album, jednak wyraźnie odstaje na niej kompozycja tytułowa. ,,It's Yourself” na jej miejsce pasowałby wprost idealnie.
,,Wind & Wuthering” (1976)
Kolejny wspaniały album. Kompozycja Mike’a Rutherforda ,,Your Own Special Way” nie jest może wielkim „sękiem”, jednak wyraźnie ustępuje pozostałym kompozycjom. Odrzut z sesji ,,Inside And Out” jest znacznie ciekawszy. Dobrym pomysłem było odrzucenie dwóch innych - „Match Of The Day” i „Spot The Pigeon”.
„...and then there were three...” (1978)
W zasadzie bez zastrzeżeń, choć z chęcią zobaczyłbym w programie płyty „The Day The Light Went Out”. Całkiem niezły jest również drugi odrzut „Vancouver”.
,,Duke” (1980)
Na zbrodnię zakrawa fakt, że na płytę nie załapała się prześliczna kompozycja Tony’ego Banksa „Evidence Of Autumn”. Udana jest również ballada Mike’a Rutherforda „Open Door”. Najchętniej wywaliłbym „Turn It On Again” i „Misunderstanding”. Obydwa znacznie lepiej wypadały na żywo w czasie trasy koncertowej promującej „Abacab”. Praktycznie taki manewr byłby niemożliwy - chodziło wszak o względy merkantylne. Obydwa kawałki były przeznaczone na singiel, miały więc być komercyjną „lokomotywą” albumu.
,,Abacab” (1981)
Zabrakło dwóch utworów instrumentalnych ,,Naminanu” i ,,Submarine”. Obydwa są nieszczególnie udane, jednak lepsze od koszmarnego ,,Who Dunnit?” i irytującego ,,No Reply At All”. Dobrym posunięciem było nieuwzględnienie w zestawie „Paperlate”,, i „Me And Virgil”. Trochę brakuje mi „You Might Recall”, ze względu na ładny, chwytliwy refren.
,,Genesis” (1983)
Brak alternatywnych utworów z sesji. Przynajmniej do dzisiaj nic takiego się nie ukazało. To chyba tłumaczy, dlaczego na drugiej stronie winyla zauważalny był brak nowych pomysłów i niższy poziom kompozycji.
,,Invisible Touch” (1986)
Dwa poważne błędy. Zabrakło odrzuconych ,,Feeding The Fire” oraz ,,Do The Neurotic”. Obydwa są znacznie ciekawsze niż denny ,,Anything She Does”. Nie tęskniłbym również za ,,Throwing It All Away”.
„We Can't Dance” (1991)
„We Can't Dance” to bardzo nierówny album, jednak tym razem bez zastrzeżeń. Zarówno „On The Shoreline”, jak i szczególnie „Hearts On Fire” nie podniosłyby poziomu płyty.
,,Calling All Stations” (1997)
Z tego albumu ukazało się najwięcej odrzutów. Słyszałem w sumie osiem. Paskudny ,,Small Talk” spokojnie przebijają utwory instrumentalne ,,Phret” i ,,7/8”. Szkoda, że na album nie załapał się całkiem udany ,,Run Out Of Time”.
Jakie jest Twoje zdanie na temat warsztatu instrumentalistów Genesis? Spotkałem się z opiniami, że w grupie brakowało prawdziwego wirtuoza, chociaż wydaje mi się, że chociażby Collins nie był daleki od takiego poziomu. Podobnie czytałem jakby zespół miał odstawać poziomem od pozostałych wielkich gruo progresywnych i stawiać na melodię i klimat, a nie ambicje artystyczne, czym sytuowałby się poniżej pozostałych reprezentatów tego stylu
OdpowiedzUsuńŻaden z instrumentalistów Genesis nie był wirtuozem. Zgodzę się, że najbliżej tego miana był Phil Collins - perkusista doskonały i wszechstronny. Potwierdzeniem tego są nie tylko nagrania Genesis i firmowane własnym nazwiskiem, ale także liczne kolaboracje z innymi artystami. Świetnym i niewątpliwie utalentowanym instrumentalistą był również Tony Banks. Można łatwo rozpoznać go już po kilku taktach, a jak wiadomo, w świecie rocka jest to rzadki przypadek. W zasadzie to samo mógłbym napisać na temat Steve’a Hacketta. Muzyk nienaganny technicznie i idiomatyczny. Czegóż chcieć więcej? Tak dobrze nie jest już w przypadku Mike’a Rutherforda, który jest „tylko” dobrym basistą. Jeśli chodzi o jego grę na gitarze, to jest przynajmniej przyzwoita, daleko mu jednak do kunsztu i wszechstronności Hacketta.
OdpowiedzUsuńPorównując kunszt instrumentalny muzyków Genesis z innymi artystami z progresywnej elity, to nie jest wcale tak źle. Owszem, nie jest to poziom ELP czy też Yes, choć w tym drugim przypadku sprawa jest daleka od jednoznaczności. Pod względem technicznym Bruford, Collins i White prezentują zbliżony level, jednak to panowie B i C są bardziej wyraziści i oryginalni. Z King Crimson porównania byłyby trudne ze względu na częste zmiany personalne w orkiestrze Frippa. Muzycy Pink Floyd w większości przypadków ustępują na polu technicznym bohaterom tego wpisu. Faktem jest, że Genesis w okresie progresywnym eksponował walory melodyczne swoich kompozycji, niezwykle istotny był również klimat. Była to jednak świadoma strategia artystyczna. Muzycy w wywiadach często podkreślali, że przede wszystkim uważają się za autorów piosenek. Świat awangardy i eksperymentu to nie były ich klimaty. Dobrze widać to na polu inspiracji tzw. muzyką poważną. Banksa i Hacketta najbardziej interesował XIX-wieczny romantyzm, głównie neoromantyzm.