1.10.2024
Tym razem sięgam po bardzo mało znaną pozycję. Swoją drogą, ciekaw jestem, czy ktokolwiek z Was słyszał ten album. To jeszcze jedna perełka, czekająca na swoje odkrycie. A może tylko egzotyczna osobliwość? Najlepiej oceńcie sami.
Grupo de Experimentación Sonora del ICAIC działała aktywnie w latach 1969-1978. Spotkali się w niej wybitni przedstawiciele muzyki kubańskiej, zazwyczaj związani z nurtem nueva trova. Wymieńmy najważniejszych spośród nich: Leo Brouwer, Silvio Rodríguez, Pablo Milanés, Emiliano Salvador, Pablo Menéndez, Noel Nicola, Eduardo Ramos, Sergio Vitier. W latach 1971-1976 zespół wydał sporo płyt. Zazwyczaj wpisywały się dobrze w nurt nueva trova, choć nie brakowało również nawiązań do rocka psychodelicznego, progresywnego i jazz-rocka. Nade wszystko były jednak osadzone w estetyce nueva trova, która w niemałym stopniu była pochodną zmian społeczno-politycznych na Kubie. Wcześniejsze płyty były dość nierówne, ponadto, jak dla mnie, nazbyt tradycjonalistyczne. Więcej było na nich nawiązań do rodzimej tradycji muzycznej. Osoby gustujące w bardziej wyrafinowanych dźwiękach mogą być nieco zawiedzione, aczkolwiek jest to muzyka posiadająca własną specyfikę. Inaczej będzie w przypadku eponimicznego dzieła wydanego w 1975 roku.
Interesujący nas album wyróżnia się zdecydowanie tym, że znajdziemy na nim znacznie więcej nawiązań do jazzu nowoczesnego. Trzeba jednak podkreślić z całą mocą – jazz, w jakiejkolwiek postaci, nie jest najistotniejszym komponentem stylistycznym wydawnictwa. Głównym rdzeniem pozostaje nadal nueva trova, aczkolwiek mocno wzbogacona o inne pierwiastki muzyczne. Tym razem kubańscy artyści znacznie śmielej postanowili zapuścić się w eksperymentalne rejony. Dobrze słychać to w otwierającym album „Granma”. Niewątpliwie jest to najdoskonalszy utwór w zestawie. Składa się z czterech mocno zróżnicowanych części. Instrumentalny wstęp może zainteresować zwolenników jazzowej i rockowej awangardy. Uwagę przykuwają niecodzienne eksploracje sonorystyczne. Drugi i trzeci segment przenosi nas w świat nueva trova, podkreślmy, w wyjątkowo pięknym wydaniu. Obydwie ballady, śpiewane odpowiednio przez Pabla Milanésa i Silvio Rodrígueza, posiadają czarowną linię melodyczną i zniewalający klimat. Utwór zamyka lśniąca różnymi barwami część instrumentalna.
Najbardziej hermetyczne oblicze przybiera kompozycja Sergio Vitiera, „Danzaria”. Atonalne poszukiwania brzmieniowe, niestandardowe pomysły fakturalne, niekonwencjonalna artykulacja wokalistów, czyli w skrócie – istne laboratorium dźwiękowe. W wielu miejscach Anselmo Febles i Rogelio Martínez Furé brzmią jak kubańskie wcielenie Demetrio Stratosa. W rezultacie powstała ciekawa mieszanka free, fusion i muzyki kubańskiej. Zdecydowanie bardziej tradycyjnie brzmią trzy krótsze utwory – instrumentalny „La Contradanza” oraz „La Oveja Negra” i „Canción Con Todos”. Jazz rockowe klimaty powracają w zamykającym album „Grifo”. To jeden z lepszych utworów w dyskografii zespołu. Uwagę przykuwają ciekawe pomysły melodyczne i instrumentacyjne oraz ekspresyjne partie solowe. W sensie stylistycznym jest to krzyżówka fusion à la Mahavishnu Orchestra i afro-kubańskiego jazzu. Słychać wyraźnie, że artyści bynajmniej nie byli odcięci od świata, nawiązywali bowiem do różnych postępowych nurtów muzycznych. Czasami aż trudno uwierzyć, że takie dzieło mogło powstać w totalitarnym państwie rządzonym przez Fidela Castro.
W ramach suplementu dodam, że warto eksplorować dyskografię jednego z czołowych przedstawicieli tego bandu. Silvio Rodriguez, bo o nim mowa, jest wybitną postacią na kubańskiej scenie muzycznej. Szczególnie godne uwagi są jego autorskie płyty wydane w latach 1975-1979. Jazdą obowiązkową jest przepyszny debiut „Días Y Flores”(1975).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz