Królestwo analogowych syntezatorów 1971-1979


 

 11.03.2024

 

Tym razem postanowiłem odkopać dziesięć mało znanych płyt. Wszystkie możemy umieścić w pojemnej szufladzie tzw. progresywnej elektroniki. Elementem łączącym jest również czas - powstały w latach 70. Były to złote czasy analogowej elektroniki.

 

Dionne-Brégent  - Deux (1977)

Drugi album duetu z prowincji Quebec, nieco ciekawszy od debiutanckiego „… Et Le  Troisiéme Jour” (1976). Typowy przykład progresywnej elektroniki. „Deux” wypełniają cztery instrumentalne kompozycje, zazwyczaj dość rozbudowane, bogate w warstwie brzmieniowej.

 

Liliental - Liliental (1978)

Wzorcowy organizm jednopłytowy. To w zasadzie poboczny projekt, w którym udzielali się między innymi: słynny producent Conny Plank, jedna z legend niemieckiej el-muzyki, Dieter Moebius oraz dwóch członków krautrockowej formacji Kraan - Helmut Hattler i Johannes Pappert. Mieszanka ambientu i progresywnej elektroniki ze szczyptą egzotyki.

 

Didier Bocquet - Voyage  Cérébral (1979)

Najwyżej ceniony album w dyskografii francuskiego artysty. Interesująca odmiana progresywnej elektroniki, czasami kojarząca się trochę ze „szkołą berlińską”. Niby nic odkrywczego, jednak słucha się tego bardzo przyjemnie. Coś dla zwolenników nieco lżejszej odmiany el-muzyki.

 

Jean-Jacques Birgé, Francis Gorgé & Shiroc - Défense De (1975)

Jednorazowy projekt trzech francuskich instrumentalistów. Ciekawy przykład fuzji free jazzu i eksperymentalnej elektroniki. Mocno zakręcone granie, dużo improwizacji, ostre dysonanse. Smakowity kąsek dla muzycznych radykałów.

 

Earthstar - French Skyline (1979)

Amerykańska odpowiedź na „szkołę berlińską”. Muzyka utrzymana w klimacie twórczości Klausa Schulze z okresu „Moondawn” i „Body Love”. Podobieństw jest przynajmniej kilka: forma kompozycji, brzmienie syntezatorów oraz charakterystyczne sekwencje. Nie ma w tym jednak nic dziwnego, wszak współproducentem płyty był… Klaus Schulze.

 

Roger Powell - Cosmic Furnace (1973)

Interesująca fuzja elektroniki i jazz-rocka. Powinna zainteresować zwolenników kosmicznego brzmienia. Prawdziwe królestwo ARP-a . Powell gra na różnych odmianach tego instrumentu: ARP Odyssey, ARP 2500, ARP Soloist, poza tym pojawia się elektryczny fortepian. Ciekawy dokument epoki.

 

Soular System - Birth Of Paradise (1971)

Soular System to projekt Kanadyjczyka Jamesa Boldena. Na płycie znalazły się tylko dwa długie utwory. Album może zainteresować admiratorów bardziej tradycyjnej elektroniki i space rocka. Charakterystyczne, ciepłe brzmienie syntezatorów. Zdecydowanie ma swój urok.

 

Mother Mallard's Portable Masterpiece Co. - Mother Mallard's Portable Masterpiece Co. (1973)

Debiutancki album amerykańskiego tria. Cały materiał jest jednorodny w sensie stylistycznym. Opiera się w całości na brzmieniu syntezatorów. Tylko w ostatniej kompozycji pojawia się także elektryczny fortepian. Prawdziwe królestwo minimalizmu w umiarkowanie awangardowym wydaniu.

 

Patrick Vian - Bruits Et Temps Analogues (1976)

Jedyny album Patricka Viana przynosi ciekawą mieszankę elektroniki, jazz-rocka i rocka progresywnego. Dominującym elementem jest ciekawa, progresywna elektronika, czasami śmiało podążająca bardziej eksperymentalnymi ścieżkami. Intrygujący album, który może przypaść do gustu nawet najbardziej wymagającym fanom el-muzyki.

 

Anna Själv Tredje - Tussilago Fanfara (1977)

Szwedzka formacja, pomimo względnie długiego okresu działalności, zdołała nagrać tylko jeden album. Cztery długie kompozycje instrumentalne, inspirowane twórczością Tangerine Dream z okresu „Phaedry” (1974). Oryginalność nie była może mocną stroną rodaków Ingmara Bergmana, jednak muzyka prezentuje naprawdę dobry poziom. Zwolennicy „szkoły berlińskiej” powinni być usatysfakcjonowani.

 

  

       

2 komentarze:

  1. okechukwu12/3/24 15:16

    Fajnie, że napisałeś o Deux Bregenta (trochę szkoda, że tak mało i w cyklu, a nie w odrębnym poście). Ja akurat za elektroniką nie przepadam, ale tę płytę odkryłem dzięki kumplowi z Grecji i ogromnie mi się podoba. Powiedziałbym, że raczej jest to rock symfoniczny z elementami elektroniki i współczesnej muzyki kameralnej (wcześniejsza płyta Bregenta jest elektroniczna). Są też wycieczki w kierunku awangardy (jako bonus na CD dołączony jest utwór Stockhausena!). Bardzo oryginalna muza z dojrzałym i bogatym wykorzystaniem polifonii (a to rzadkie w progu!) i świetną perkusją. Poza tym czuć w tym ogromną pasję. Nie wiem, czy wiesz, ale twórczością Bregenta zajmował się wybitny belgijski muzykolog Harry Halbreich (autor monografii m.in. Honeggera, Messiaena i Debussy'ego). Nazwał Bregenta- mistycznym wizjonerem i twórcą o ogromnej skali talentu" - poświęcił mu parę artykułów. Strasznie niedoceniona płyta- praktycznie nieznana, nawet w środowisku progrocka czy elektroniki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tego zestawienia znałem tylko trzy pozycje - moja ulubiona to lekko heldonowata Bruits Et Temps Analogues Patricka Viana, świetnie się tego słucha. Do tego bardzo udane wariacje na temat szkoły berlińskiej - Didier Bocquet i Anna Samotrzecia.
    Resztę przesłuchałem zachęcony niniejszym postem - dzięki! Najbardziej podobał mi się projekt Dionne-Bregent (obydwa albumy dobre) i minimalistyczny Mother Mallard. Co do Earthstar - strona A przytoczonego albumu trochę zbyt wiernopoddańcza wobec Klausa, a szkoda, bo mieli też własne, niekiepskie pomysły na granie.
    W ogóle zaskoczony jestem trochę, że w USA i Kanadzie było wtedy tylu wykonawców progresywnej elektroniki, nie sądziłem że był tam popyt na taką muzykę.

    OdpowiedzUsuń