22.02.2024
W pierwszej części, oprócz niezbędnego wstępu, pojawiła się jazda obowiązkowa - dwa sztandarowe dzieła naszego słynnego kompozytora. Wszystkie prezentacje w drugiej i trzeciej części będą miały osobliwy klucz. Należy podejść do niego z należytym dystansem.
Wybrałem utwory Pendereckiego, które mogą zainteresować słuchaczy ambitniejszych odmian rocka oraz jazzu. W zależności od tego, jakie mamy preferencje i doświadczenie muzyczne, możemy sięgnąć po różne kompozycje. Pierwsze kroki są bardzo ważne. Rzecz w tym, aby niepotrzebnie się nie zniechęcić.
II Bardziej mainstreamowy rock progresywny, tzw. rock symfoniczny
VII Symfonia Siedem bram Jerozolimy (1996)
Zaczniemy od bardziej „normalnej” muzyki. To już wcielenie Pendereckiego akceptowalne dla względnych tradycjonalistów. Autor „Jutrzni” w coraz większym stopniu otwiera się na tradycję romantyczną. VII Symfonia Siedem bram Jerozolimy to wspaniała monumentalna muzyka, nierzadko ociekająca szlachetnym patosem. Warto podkreślić, że jednym z jej walorów są piękne melodie, które na długo pozostają w pamięci. Jako żywo, z tego Penderecki w latach 60. nie był znany, ba, było wręcz przeciwnie. Zdecydowanie jest to jeden z najlepszych utworów na dobry początek. Z jednej strony, względnie przystępny, z drugiej, znakomity pod względem artystycznym. Moim zdaniem, to jedno z najwybitniejszych dzieł Mistrza z drugiego okresu twórczości, kiedy to w większym stopniu otworzył się na muzykę przeszłości. Kto zna i lubi III Symfonię Góreckiego, a nie miał jeszcze okazji posłuchać tego dzieła, warto nadrobić zaległości.
III Rockowa kameralistyka, RIO
I kwartet smyczkowy (1960)
II kwartet smyczkowy (1968)
Jeśli jesteś miłośnikiem Univers Zéro, Art Zoyd i tym podobnych wykonawców, warto skonfrontować ich twórczość z „poważną” kameralistyką. W obydwu przypadkach mamy do czynienia z awangardową twarzą Pendereckiego. Koniecznie trzeba podkreślić niesamowitą inwencję brzmieniową, szeroką skalę artykulacyjną. Univers Zéro i Art Zoyd na tle powyższych utworów Pendereckiego brzmią grzecznie i zachowawczo. Kwartety smyczkowe to sonoryzm w wydaniu kameralnym. Prawdziwa gratka dla miłośników nowych dźwięków.
IV Radykalna rockowa awangarda
Fluorescencje (1961)
Polymorphia (1961)
Penderecki z okresu najbardziej radykalnego, kiedy to zrywał mosty łączące go z tradycją. Kompozycje de facto zupełnie amelodyczne. Dla konserwatystów może to być wzorcowy przykład muzycznego turpizmu. Miłośnicy tonalności nie znajdą tu raczej nic dla siebie. Inwencja brzmieniowa jest jednak wręcz zjawiskowa. Kompozytor osiąga niespotykane wcześniej efekty dzięki nowatorskim rozwiązaniom artykulacyjnym. Warto wymienić niektóre spośród nich: uderzanie w pudło rezonansowe czubkami palców lub główką smyczka, uderzanie otwartą dłonią w struny, uderzanie smyczkiem w pulpit lub główką smyczka o krzesło. Dobrym przykładem sonoryzmu totalnego jest „Polymorphia” na 48 instrumentów smyczkowych. Szczególnie uderzająca jest w nim właśnie niekonwencjonalna artykulacja, technika klasterowa oraz glissanda. Dla osób otwartych na muzyczny eksperyment, może to być niezwykłe doświadczenie.
V Gratka dla zwolenników monumentalnych form w eksperymentalnej konwencji
Dies Irae (1967)
Jutrznia (1970-1971)
Dies Irae
Jeśli ktoś myślał, że po skomponowaniu Pasji wg św. Łukasza Penderecki szybko zgłosi akces do frakcji konserwatywnej, to był w błędzie. „Dies Irae” to oratorium na trzy głosy solowe, chór mieszany i wielką orkiestrę symfoniczną. Ponownie mamy do czynienia z radykalną odmianą sonoryzmu. Paradoksalnie, tekst nie jest aż tak istotny, bowiem kompozytor przede wszystkim starał się uwydatnić walory brzmieniowe ekspresji wokalnej. Rezultat jest frapujący.
Jutrznia
Jutrznia na dwa głosy żeńskie, trzy męskie, chór i orkiestrę - składa się z dwóch oddzielnie skomponowanych części: „Złożenie Chrystusa do grobu” (1970) i „Zmartwychwstanie” (1971). Spokojnie można umieścić to dzieło w szufladzie „Jazda obowiązkowa”, obok „Trenu – Ofiarom Hiroszimy” oraz Pasji wg św. Łukasza. Przy okazji mała ciekawostka - jest to ulubiony utwór Franka Zappy z dorobku naszego Mistrza. W 1981 roku, w wywiadzie dla „DownBeat Magazine” Zappa stwierdził, że Penderecki, obok Weberna, jest obecnie najbardziej wpływowym kompozytorem XX wieku. Autor „Pasji wg św. Łukasza” tym razem mocno zanurzył się w tradycji prawosławnej, nawet tekst jest w języku starocerkiewnym. Wprawdzie ortodoksyjni zwolennicy „postępu” znowu pomstowali, że kompozytor stopniowo oddala się od awangardy, jednak trzeba przyznać, że język dźwiękowy „Jutrzni” jest na wskroś nowoczesny. Wielkie wrażenie robią partie chóralne, zadziwia bogactwo kolorystyczne. Zaiste, jest to jedno z arcydzieł muzyki XX wieku. Warto się z nim zmierzyć.
Płyta godna uwagi związana z tematem:
Jutrznia - Utrenja - Orkiestra Symfoniczna i Chór Filharmonii Narodowej w Warszawie - Andrzej Markowski (1972)
Tak jak wspominałem wcześniej, warto sięgać po stare, niejednokrotnie pierwsze interpretacje dzieł Pendereckiego. W tym przypadku jest to jedno z referencyjnych nagrań. Wiele lat temu słuchałem wersji analogowej, którą wydały „Polskie Nagrania”. Obecnie są już dostępne kompaktowe - pierwsza z 1989 roku, natomiast druga z 2011. Słyszałem obydwie i muszę przyznać, że jakość dźwięku jest bardzo przyzwoita. Jeśli nie uda Wam się dotrzeć do tej wersji, to godna uwagi jest również płyta z 2009 roku - nagranie pod dyrekcją Antoniego Wita.
Fajowy tekst! Przyznam, że z Pendereckim mi nie po drodze. Może to jakaś trauma z młodości, bo byłem na jego koncercie jako szesnastolatek (mama mnie zaciągnęła), on sam zresztą dyrygował orkiestrą i wynudziłem się jak nigdy w życiu (a muzykę klasyczną znałem wówczas całkiem dobrze - i np. pamiętam, że koncert z V Mahlera w tym samym czasie zrobił na mnie ogromne wrażenie). Mam tylko jedną płytę z Pendereckim - https://www.discogs.com/release/15090056-K-Penderecki-Volume-One-St-Lukes-Passion-Threnody i jedynym utworem, który często włączam jest Tren Ofiarom Hiroszimy. Do Pasji wg św Łukasza podchodziłem parę razy, ale zupełnie na nie nie działa. Ale po Twoim artykule - jako progowy ortodoks, spróbuję Bramy Jerozolimy.
OdpowiedzUsuńPasja wg św. Łukasza jest specyficzna. W moim przypadku jest tak, że odbieram ją bardzo różnie. Zazwyczaj zachwycają mnie wybrane fragmenty, większość nie robi już jednak tak dużego wrażenia. Na pewno nie należy do mojego TOP 10 ulubionych kompozycji Pendereckiego. Do jazdy obowiązkowej dałem ją dlatego, ponieważ w tym przypadku moje indywidualne preference nie miały żadnego znaczenia.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Siedem bram Jerozolimy, to jest spora szansa na to, że trafi w Twój gust. Największe wrażenie robi na mnie poniższa interpretacja:
https://rateyourmusic.com/release/album/soloists-choir-and-orchestra-of-the-academy-of-music-in-krakow-krzysztof-penderecki/seven-gates-of-jerusalem/
Z V Symfonią Mahlera mam od dawna problem. Podchodziłem do niej kilka razy, ale zawsze było tak, że podobały mi się tylko niektóre fragmenty. Wolę jego późniejsze symfonie - VII, VIII i IX, ze szczególnym naciskiem na dwie ostatnie. Szkoda, że nie zdążył ukończyć X, bo te segmenty, które znamy, świadczą o tym, że jego język muzyczny coraz bardziej nasiąkał modernizmem. Dokończył w pełni tylko jeden z pięciu segmentów symfonii, za to bardzo istotny - potężne adagio. Podobno miało być jeszcze jedno. Muszę przyznać, że w symfoniach Mahlera najbardziej lubię właśnie adagia.
Też nie jestem wielkim fanem V Mahlera. Tzn bardzo podoba mi się pierwsza część - ten Marsz Żałobby naprawdę jest porywający. Później - jak to u Mahlera czasem bywa - sporo fragmentów dość niezbornych oraz dłużyzn. Ale wtedy na koncercie wielkie wrażenie zrobiła właśnie na mnie ta modernistyczna, żywa orkiestracja - zmienność różnych grup orkiestrze, nieprowadzenie wszystkiego "pod włos", klasycznie. Mimo że dorastałem w sumie od kołyski, słuchając muzyki klasycznej, nie znałem w zasadzie tego rodzaju muzyki, bo zbiór mojej matki, choć obejmował może z 500 płyt winylowych z klasyką, zaczynał się na muzyce barokowej, a kończył na kompozytorach Potężnej Gromadki. Wyjątkiem był chyba tylko Szymanowski. Do filharmonii też chodziłem regularnie od przedszkola - ale na Beethovena, Griega, Chopina, Musorgskiego itd. Dlatego spotkanie z V Mahlera było dla mnie tak wielkim (pozytywnym!) szokiem.
OdpowiedzUsuń