Krzysztof Penderecki - poradnik dla początkujących 1/3


 

 7.02.2023

 

Pendereckiego słucham od dawna. Muszę przyznać, że jest to jeden z moich ulubionych kompozytorów XX wieku. Bynajmniej, nie daję mu żadnych forów ze względu na narodowość. Bez wątpienia była to wybitna postać muzyki współczesnej. Wedle mojego przekonania jego twórczość ciągle jest zbyt mało znana w kręgach osób, które interesują się ambitniejszymi odmianami szeroko pojętej muzyki rockowej. Mam nadzieję, że niniejszy tekst oraz dwa kolejne będą kroplami, które drążą skałę.

Moje doświadczenie jest takie, że ludzie zazwyczaj nie znają nic, ewentualnie jest to kilka sztandarowych kompozycji. W grę wchodzą oczywiście miłośnicy rocka oraz jazzu. Kogo z nich może zaintrygować twórczość Pendereckiego? Nie łudźmy się, będą to raczej nieliczni. Dlaczego? Przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, zazwyczaj jest to muzyka trudna w odbiorze. Po wtóre, w naszej podróży muzycznej często pomocne są różne przyzwyczajenia oraz linki, które pozwalają nam uchwycić nowy „przyczółek”. W tym przypadku nie jest to łatwe. Kto ma większe szanse? Na gruncie rocka, z różnych względów, najlepszym punktem startu wydają się takie gatunki, jak rock progresywny i wielobarwna rockowa awangarda. Ciekawym tropem mogą być również bardziej eksperymentalne odmiany psychodelii i elektroniki. Jeśli ktoś z Was chciałby wejść w świat muzyki „poważnej”, to twórczość Krzysztofa Pendereckiego nie jest raczej najlepszym pomysłem na dzień dobry. Chyba, że lubicie zaczynać od skoku do głębokiej wody. Na szczęście nie brakuje osób, które z chęcią chciałyby poszerzyć swoje horyzonty muzyczne. Być może niektórym z Was rockowa lub jazzowa ekspresja już nie wystarcza i szukacie nowych muzycznych lądów. Jeśli tak, tekst o Pendereckim może być ciekawym tropem.

Zacznijmy od rzeczy podstawowej. Na wstępie macie do wyboru dwie drogi. Najprościej rzecz ujmując: awangardową (circa 1959-1974) i bardziej tradycyjną. W drugim przypadku z czasem coraz silniej odwołującą się do idiomu postromantycznego (od połowy lat 70. do śmierci kompozytora). Tak naprawdę proces odchodzenia od awangardy był skomplikowany i niejednoznaczny. Można spotkać się z różnymi cezurami. Podałem tylko swój wariant. Zwolennicy „twardej” awangardy oskarżali Pendereckiego o zdradę już po premierze „Pasji wg Św. Łukasza” (1966). Nie mam pojęcia, które oblicze kompozytora może być dla Was ciekawsze. Osobiście zdecydowanie preferuję „awangardowe”. Z lat 1959-1974 łatwiej byłoby mi wymienić, co nie jest jazdą obowiązkową. Na potrzeby trzyczęściowego tekstu wybrałem kilkanaście kompozycji. Na zasadzie luźnych skojarzeń spróbuję powiązać je z preferencjami rockfanów, w jednym przypadku również jazzfanów . Rzecz w tym, aby nie eksplorować tematu na ślepo, ale mieć jakiś punkt zaczepienia.

 

I Absolutna jazda obowiązkowa

Tren – Ofiarom Hiroszimy (1960)
 
Passio Et Mors Domini Nostri Jesu Christi Secundum Lucam (1965-1966 )

To sztandarowe kompozycje Pendereckiego. Bez względu na preferencje stylistyczne, każdy miłośnik muzyki artystycznej powinien je znać, bo jest to obecnie nie tylko klasyka polskiej, ale również światowej muzyki współczesnej. „Tren – Ofiarom Hiroszimy” to sztandarowe dzieło wczesnego sonoryzmu. Pasja wg św. Łukasza w latach 60. polaryzowała opinie nie tylko w gronie słuchaczy tzw. muzyki poważnej. Ortodoksyjni zwolennicy awangardy zarzucali kompozytorowi, że w zbyt dużym stopniu odszedł od radykalnych eksploracji brzmieniowych. Dzisiaj powyższe spory nie są już tak istotne. Jedno wydaje się oczywiste - jest to znamienity przykład muzyki sakralnej XX wieku. W dziedzinie muzyki religijnej dobrym kontrapunktem dla twórczości naszego Mistrza mogą być dokonania Oliviera Messiaena i Arvo Pärta. 

 

Płyta godna uwagi:

W przypadku muzyki „poważnej” bardzo ważne są interpretacje. Na tle innych nagrań prawie zawsze dobrze prezentują się polskie premiery pierwotnie wydane na płytach analogowych. Gdybym miał polecić konkretną pozycję na dobry początek, wybrałbym następującą:

Matrix 5: Threnody To The Victims Of Hiroshima; Canticum Canticorum Salomonis; De Natura Sonoris Nos. 1 & 2 (1994)

 Niniejszy album ma charakter „składankowy”. Znajdziemy na nim nagrania, które zarejestrowano w latach 1973-1976. Aparat wykonawczy również jest niejednolity, jednak w każdym przypadku znamienity (np. London Symphony Orchestra, Wielka Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia i Telewizji). Interpretacje są referencyjne nie tylko dlatego, że za pulpitem dyrygenckim stoi sam kompozytor. Muszę przyznać, że w niejednym przypadku jest to ścisła czołówka. Szczególnie wyróżniłbym „Tren - Ofiarom Hiroszimy”, „The Natura Sonoris No. 1” i „The Natura Sonoris No. 2”. Największą perełką jest jednak „Canticum Canticorum Salomonis” - lepszej interpretacji tego dzieła nie słyszałem. Jakość dźwięku jak najbardziej zadowalająca.

 

        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz