26.09.2023
Emerson, Lake & Palmer to jeden z najważniejszych zespołów z kręgu rocka progresywnego. Co po nim pozostanie? Przede wszystkim pierwszych pięć albumów z lat 1970-1973. Każdy z nich to kanoniczna pozycja w swoim gatunku. Tym razem skupię się jednak nie na płycie, ale konkretnej kompozycji. Dlaczego? „Toccata”, wedle mojego przekonania, należy do największych osiągnięć zespołu. Bynajmniej to nie wszystko...
Muszę przyznać, że nie przepadam za utworami klasycznymi granymi przez rockmanów. To nie tylko kwestia tego, że niemal zawsze kończy się to trywializacją oryginału, ale także tego, że z reguły rockowi twórcy nie mają ciekawego pomysłu na nowy wariant takiej kompozycji. Zdecydowanie udane, które jednocześnie stanowią wartością dodaną, to wyjątkowo rzadkie zjawisko. Tak naprawdę są tylko dwie transkrypcje, pod którymi podpisałbym się obiema rękami. Pierwszą z nich jest „The Devil’s Triangle”. Cenię ten utwór z kilku względów. Nie jest to po prostu banalne zagranie znanego kawałka z klasyki. Punktem wyjścia jest ,,Mars” z cyklu „Planet” Holsta, jednak karmazynowa wersja tego dzieła to już rzecz mało przypominająca pierwowzór. Niezwykle rzadko zdarza się, aby wykonawca rockowy pokusił się o unowocześnienie języka harmonicznego w porównaniu z pierwowzorem, jednocześnie, dzięki różnym zabiegom fakturalnym, sprawił, że istotnie mieliśmy do czynienia z nową jakością. Dzięki temu „The Devil's Triangle” nie jest dźwiękową ramotką. To ważne, bo przecież w przypadku tzw. rocka symfonicznego nader częstą praktyką było nawiązywanie do muzyki z odległych epok (barok, klasycyzm, romantyzm, neoromantyzm).
W tej kategorii na najwyższe słowa uznania zasługuje również „Toccata” tria Emerson, Lake & Palmer. Poziom wykonania, kreatywność, oryginalność, nowoczesny język muzyczny, w niektórych aspektach również innowacyjność. Ciekawe, że transkrypcje klasyki tego zespołu prezentują bardzo zróżnicowany poziom. Na drugim biegunie postawiłbym „Taniec rycerzy” z „Romea i Julii” Prokofiewa (kłania się album „In The Hot Seat”). Strasznie to siermiężne i zupełnie bez pomysłu. Na „Brain Salad Surgery” (1973) Keith Emerson wziął na warsztat IV część I koncertu fortepianowego Alberto Ginastery, argentyńskiego kompozytora muzyki współczesnej. Emerson musiał polecieć osobiście do Genewy, gdzie mieszkał autor „Toccaty”, aby uzyskać jego zgodę na wydanie utworu na płycie. Materiał został odtworzony z magnetofonu. Argentyński kompozytor po pierwszym przesłuchaniu był mocno zaskoczony, wręcz zszokowany. Wersja ELP dość mocno odbiegała od oryginału. Po kolejnych odsłuchach nie miał już wątpliwości: ,,To niewiarygodne! Udało wam się uchwycić esencję mojej muzyki. Do tej pory nikomu się to jeszcze nie powiodło’’.
Ginastera miał podobno zasadę, że nigdy nie wyrażał zgody na to, aby inni twórcy wykorzystywali jego utwory - szczególnie z kręgu szeroko pojętej muzyki popularnej. W tym wypadku zrobił wyjątek. W niniejszej kompozycji Carl Palmer wykorzystał po raz pierwszy syntezatorowy zestaw perkusyjny. Można go usłyszeć w środkowej części utworu. Palmer mówił w wywiadach, że niemal każdy, kto słyszał ten fragment utworu był przekonany, że to syntezator. Nic dziwnego, sam bardzo długo żyłem w tym przeświadczeniu. Brzmienie, jakie udało mu się uzyskać, jest rzeczywiście frapujące i nowatorskie. Warto zwrócić uwagę nie tylko na sound, ale także sferę metrorytmiczną. Na tym polu drummer wykazał się dużą inwencją. Podobnie jest w przypadku keyboardów, co specjalnie nie dziwi, bowiem Keith Emerson szybko wypracował zindywidualizowane brzmienie. Dobitną egzemplifikacją tego trendu jest właśnie „Toccata”. W rezultacie utwór nieodparcie kojarzy się z dźwiękowym laboratorium. „Toccata” jest nie tylko wzorcową transkrypcją muzyki „poważnej”, ale także doskonałym przykładem autentycznie progresywnej muzyki. Jest to dość istotne, bowiem w obrębie tego idiomu z „progresywnością” różnie bywało. W przyszłości powrócę szerzej do tego wątku, bowiem jest ciekawy i niewolny od paradoksów.
„Toccata” tria Emerson, Lake & Palmer jest jednym z nielicznych wyjątków, kiedy autentycznie mamy do czynienia z wartością dodaną. Ciekawym aspektem jest fakt, że zespół odważył się sięgnąć po utwór kompozytora ze świata muzyki współczesnej, a nie muzealny zabytek z okresu baroku, klasycyzmu czy też romantyzmu. Dzieli je zaledwie 12 lat różnicy! To niezwykle rzadki przypadek, bo najczęściej brano na warsztat utwory z odległej przeszłości. W wersji Emerson, Lake & Palmer udało się zachować nowoczesny język harmoniczny, aczkolwiek w niemałym stopniu odmienny względem pierwowzoru. Ginastera starał się łączyć folkloryzm w duchu bartókowskim z elementami dodekafonii, natomiast brytyjskie trio poszło w stronę śmiałych eksperymentów z elektroniką. Ostateczny rezultat jest ze wszech miar godny uwagi.
fragmenty z innego dzieła Ginastery "Popol vuh", równie dobrze nadają się do eksperymentów elektronicznych, ale nie widzę na współczesnej scenie progresywnej artysty, który sprostałby zadaniu...
OdpowiedzUsuńNo fakt, również nie mam większych złudzeń. Szczególnie jeśli chodzi o transkrypcje muzyki współczesnej. A propos Alberto Ginastery, Keith Emerson wziął na warsztat jeszcze inną jego kompozycję. Na koncertowej płycie ELP „Live at the Royal Albert Hall” (1993) można znaleźć fortepianowy „Creol Dance”. Co najmniej niezły, choć, z różnych względów, trudno postawić go w jednym rzędzie z „Toccatą”.
OdpowiedzUsuń