Percepcja nowej muzyki - przełom w okresie modernizmu 4/4


 

9.09.2023

 

MODERNIZM - TWÓRCY, DZIEŁA, INNOWACJE (1890-1930) 12/100

Nowa Muzyka nierzadko była dość hermetyczna, co miało swoje konsekwencje. Świadectwem tego były choćby wspomniane w poprzedniej części cyklu incydenty w czasie prezentacji muzyki. Logika wydarzeń była nieuchronna - nurty awangardowe stopniowo były spychane na margines życia muzycznego.

W II połowie XX wieku proces alienacji twórców muzyki współczesnej jeszcze bardziej się pogłębił. W XXI wieku nikogo specjalnie już to nie dziwi. Kompozytor żyjący w naszych czasach, jeśli chce liczyć na względy publiki, często jest zmuszony do różnych kompromisów. Dobrze odbierane są różne warianty neostylistyczne, szczególnie odwołania do muzyki romantycznej z XIX wieku. Na względy nieco szerszego grona melomanów zazwyczaj mogą  liczyć  różnej maści konserwatyści, ewentualnie przedstawiciele „nowej prostoty”. Inaczej jest w przypadku nie tylko awangardy, ale także „typowej” muzyki współczesnej, która odwołuje się do języka muzycznego wypracowanego w dobie modernizmu.

Gdy w 2013 roku przypadała setna rocznica urodzin Witolda Lutosławskiego, jego utwory na pewien czas pojawiły się w filharmoniach. Oczywiście tylko w największych miastach w naszym kraju, bo w innych nadal raczono słuchaczy po raz tysięczny „Piątą” Beethovena, „Jowiszową” Mozarta,  ewentualnie koncertem fortepianowym b-moll Czajkowskiego. Ci, którzy łudzili się, że nastąpi jakaś zmiana, szybko zrozumieli, że nie ma na to najmniejszej szansy. Wszystko pozostało po staremu. Włodarze filharmonii nie chcą prezentować Lutosławskiego oraz innych kompozytorów muzyki współczesnej, ponieważ, po prostu, nie ma na to zapotrzebowania. Kapitalizm i prawa rynku wkroczyły również do sal koncertowych, gdzie rozbrzmiewa muzyka artystyczna. Program kreują gusta masowej publiczności, która, czy nam się to podoba, czy nie, woli po raz kolejny posłuchać „Obrazków z wystawy” lub „Dziewiątej” Beethovena.

W filharmoniach de facto nie ma czegoś takiego, jak popularyzacja muzyki współczesnej. Obowiązuje tam „muzealna” atmosfera celebrowania muzyki z odległych epok. Czy Schönberg, Webern, Berg, Varèse zagoszczą w szerszym wymiarze w naszych filharmoniach? Jestem pesymistą. Napiszę nawet więcej - mam przeświadczenie graniczące z pewnością, że jeszcze długo to nie nastąpi, może nawet nigdy. Doświadczenie ponad stu lat pokazuje jednoznacznie – wszelkie wywrotowe czy postępowe nurty, które odchodziły wyraźnie od systemu funkcyjnego dur-moll nie mogły liczyć na przychylność słuchaczy, nawet w gronie przeciętnych melomanów. Natrafiały bowiem na ścianę niezrozumienia, nierzadko agresji. Wprawdzie w przypadku wczesnej moderny jest pewna ilość utworów, które, w ograniczonym stopniu, pojawiają się w repertuarze filharmonii, gdzież im jednak do klasyków czy romantyków. A co z wieloma innymi znaczącymi kompozycjami tamtych czasów? Jaka jest szansa na to, że zagoszczą na abonamentowym koncercie w Toruniu, Lublinie, Opolu, Szczecinie czy Białymstoku?

 

Płyta godna uwagi związana z tematem:

Serge Prokofiev - Alexander Nevsky; Lieutenant Kijé; Scythian Suite - London Symphony Orchestra - Chicago Symphony Orchestra - Claudio Abbado (nagrana w latach 1977-1979, wydana w 1995)

 Tym razem wybrałem jedno z wybitnych dzieł modernizmu, które, delikatnie rzecz ujmując, nie zyskało uznania sił konserwatywnych. W 1916 roku pierwsze wykonanie „Suity scytyjskiej” wywołało wzburzenie na widowni. Część osób wyszła z sali zanim utwór wybrzmiał do końca, w tym prominentne postacie rosyjskiego życia muzycznego (np. znany kompozytor Aleksander Głazunow). Prokofiew już w czasie prób użerał się z muzykami orkiestry. Po koncercie dworowali sobie z niego niektórzy recenzenci. Ot, jeszcze jeden przykład na to, że w XX wieku muzyczni nowatorzy nie mieli łatwego życia. Na szczęście odbiór „Suity scytyjskiej” w czasach współczesnych jest diametralnie inny. Język muzyczny Prokofiewa nie jest tak radykalny, dlatego dzisiaj często podoba się osobom, które gustują w nieco bardziej tradycyjnej muzyce. Na płycie znajdziemy jeszcze dwie inne słynne kompozycje rosyjskiego kompozytora, które powstały w latach 30-tych. „Aleksander Newski” (kłania się słynny film Eisensteina) i suita symfoniczna „Porucznik Kiże” pokazują inne oblicze Prokofiewa. Mniej eksperymentalne, bardziej przyjazne przeciętnemu bywalcowi filharmonii.

 

      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz