16.12.2025
Nie da się ukryć, że debiutancki album artysty „Irrlicht” (1972) nie był sukcesem komercyjnym. Dla rocka elektronicznego był jednak ważną pozycją. Oto bowiem z wolna wykuwał się nowy styl muzyczny, który już wkrótce powszechnie będzie znany jako rock elektroniczny. Kolejne dzieło artysty również wejdzie do kanonu gatunku.
Instrumentarium, którym dysponował w 1973 roku Schulze, było nader ubogie. Gdy wchodził do studia, aby zarejestrować swój drugi album, posiadał mocno zużyte organy elektryczne, które stale były przebudowywane, aż do zupełnego zniszczenia. Wreszcie udało mu się zdobyć pierwszy syntezator VCS 3. W owym czasie nie było go stać na inne keyboardy. Płyty, w których nagraniu brał udział - debiuty Tangerine Dream i Ash Ra Tempel oraz wspomniany „Irrlicht”, nie sprzedawały się najlepiej. Zarabiał wprawdzie trochę dzięki koncertom, jednak była to kropla w morzu potrzeb. Aby związać koniec z końcem musiał imać się różnych dorywczych prac (np. trudnił się doręczaniem telegramów). Modularnego Mooga kupi dopiero w 1976 roku od Floriana Fricke z Popol Vuh, który stracił zainteresowanie elektroniką.
„Cyborg” był nagrywany między lutym a lipcem 1973 roku. Tym razem był to album dwupłytowy. Obok wspomnianych instrumentów, Schulze dysponował organami Farfisa, grał także na perkusji, do nagrań dodał także trochę swoich partii wokalnych. Ponownie wykorzystał również taśmy z muzyką orkiestrową. Wszystko za sprawą dobrych układów ze studentami grającymi w Colluquim Musica Orchestra. Na płycie są nazywani Kosmiczną Orkiestrą. Album ostatecznie ujrzał światło dzienne w październiku 1973 roku. Niestety i tym razem sprzedawał się kiepsko. Mimo tego, że spotkał się z ciepłym przyjęciem krytyki. Nierzadko w jego kontekście padało określenie „muzyka kosmiczna”, co niezbyt spodobało się autorowi „Cyborga”.
Dwupłytowy album wypełniły cztery długie, ponad 20-minutowe kompozycje. Wszystkie mają podobną narrację. Muzyka płynie leniwie, nie pojawia się zbyt wiele tematów, aranż jest bardzo oszczędny. Wszystkie kompozycje są dość ascetyczne. Dominuje tajemniczy, futurystyczny, ponury, czasami wręcz depresyjny klimat. Czarownie rozwija się otwierający album „Synphära”, który ma frapującą tkankę brzmieniową, zniewalający jest również tajemniczy klimat. Okazuje się, że nawet dysponując nader ubogimi środkami, dzięki kreatywności można stworzyć oryginalny i fascynujący utwór, skrzący się różnymi pomysłami. „Synphära” to dla mnie esencja wczesnej rockowej elektroniki. „Conphära” przybiera kształt pejzażu dźwiękowego, który ma ewokować miejską audiosferę. Monotonne brzmienie syntezatora i organów zlewa się w jedną całość, tworząc ambientowy klimat.
Druga płyta w zestawie, w sensie stylistycznym, harmonijnie komponuje się z pierwszą. Generalnie, jest to dość jednorodny materiał. Bardzo mocną pozycją w zestawie jest „Chromengel”. Wyeksponowano w nim zapętlony posępny temat melodyczny, bliski estetyce późnego neoromantyzmu. W finale niepodzielnie rządzi syntezator. Pojawiają się różne przestrzenne efekty, szumy, eksperymenty sonorystyczne. Nazwa „muzyka kosmiczna” wydaje się być jak najbardziej adekwatna. Zamykający drugą płytę „Neuronengesang” nie robi już takiego wrażenia, jak jego poprzednik. Ambientowo-kosmiczna atmosfera nie jest już tak wciągająca, jednak niejeden fan el-muzyki może zatopić się w tych dźwiękach.
Wedle mojego przekonania, „Cyborg” jest jednym z największych osiągnięć Klausa Schulze. Jest w tym albumie coś niesamowitego, a zarazem niepokojącego. W intrygujący sposób udało się zespolić dźwięki organów i syntezatora. Czasami w tle pojawiają się minimalistyczne orkiestrowe plamy dźwiękowe, tworząc w rezultacie jeszcze bardziej ponury klimat. Muzykę, która wypełniła „Cyborga”, na własny użytek nazwałbym ,,kosmicznym ekspresjonizmem’’. Niewątpliwie trochę kojarzy się z mandarynkowym ,,Zeit” (1972). Dwupłytowy album, cztery rozbudowane kompozycje, otwarta forma, nagromadzenie mocno dysonansowych dronowych dźwięków. Nie brakuje jednak również różnic. Schulze stworzył oryginalny elektroniczny świat dźwięków. Dzisiaj jest to już niekwestionowana klasyka el-muzyki. Biorąc pod uwagę tylko czynnik brzmieniowy, to najbardziej odpowiada mi właśnie okres, kiedy Schulze bazował głównie na brzmieniach VCS3. Podobnie będzie w przypadku ,,Picture Music”, który został nagrany w 1974 roku. Szkoda, że język harmoniczny jest już na nim nieco bardziej tradycyjny. Nie są to wprawdzie najlepsze kompozycje artysty, jednak wiele rekompensuje przepyszna tkanka dźwiękowa.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz