6.11.2025
„Ascension” niejedno ma imię... Hałas, chaos, niepohamowana energia, bezkompromisowość, odwaga, oryginalność, transcendentny hymn. Radykalny manifest artystyczny, który nie mógł pozostać bez odpowiedzi. Konsekwencje projektu były dalekosiężne. Krótko rzecz ujmując - John Coltrane wkracza do free jazzowej krainy.
Najpierw dużo się o tym albumie naczytałem. Tytuł pojawiał się co jakiś czas w audycjach radiowych poświęconych muzyce jazzowej. Problem był jednak tej natury, że w „czasach przedinternetowych” nie miałem do niej dostępu. W radiowej „Dwójce” i „Trójce”, owszem, prezentowano nagrania Coltrane’a, jednak prawie zawsze były to kompozycje sprzed okresu free jazzowego. Jeśli nawet sporadycznie się pojawiały, to prezenter lubił czasami podkreślić, że nie jest to już TEN Coltrane. To zresztą szersze zjawisko, związane z tym, że free jazz nie był jakoś szczególnie promowany w naszym radiu. Wtedy byliśmy zdani na różnych radiowych guru, którzy zazwyczaj prezentowali tylko to, co przypadło im do gustu. W przypadku muzyki rockowej było podobnie. W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego, jak kupić ten album w ciemno. Rzecz jasna, nie było go na półkach. Czasy były takie, że nie tylko trzeba było zamówić, ale jeszcze cierpliwe czekać. Czasami trwało to miesiąc, innym razem dwa, a nawet trzy. Warto było jednak czekać.
Droga Coltrane’a do free jazzu była kręta. Niejeden mógłby zapytać, dlaczego tak późno? W momencie, gdy artysta i zaproszeni muzycy weszli do studia, muzykę free jazzową już od kilku ładnych lat grali Ornette Coleman, Cecil Taylor i Sun Ra. Szybko pojawiła się też grupa młodych gniewnych, którzy wzbogacili nowy nurt, dodając nowe pomysły (np. Albert Ayler, Archie Shepp, John Tchicai). Wprawdzie kilka lat wcześniej Coltrane w kolaboracji z Ericiem Dolphym próbował zapuszczać się w podobne rejony, jednak zarzucił eksperymenty. Czasami na płytach jego słynnego kwartetu pojawiały się zapowiedzi, że idzie „Nowe” . Znamiennym przykładem jest kompozycja tytułowa z „Impressions” (1963). Coltrane potrzebował jednak czasu, aby wejść do odmiennego świata dźwięków. W grę wchodziły różne uwarunkowania natury estetycznej i psychologicznej.
28 czerwca 1965 roku do studia nagraniowego wchodzi 11 muzyków. Oto bohaterowie tego spektaklu: John Coltrane (saksofon tenorowy), Pharoah Sanders (saksofon tenorowy), Archie Shepp (saksofon tenorowy), John Tchicai (saksofon altowy), Marion Brown (saksofon altowy), Freddie Hubbard (trąbka), Dewey Johnson (trąbka), McCoy Tyner (fortepian), Art Davis (kontrabas), Jimmy Garrison (kontrabas), Elvin Jones (perkusja). „Ascension” często jest porównywany do przełomowej płyty Ornette’a Colemana „Free Jazz”. W obydwu przypadkach muzykuje wszak rozbudowany aparat wykonawczy. Coltrane zdecydował się jednak na inny koncept. Na płycie Colemana mieliśmy do czynienia z kolektywnymi improwizacjami, tymczasem na „Ascension” z żelazną konsekwencją realizowana jest inna zasada. 40 - minutowa kompozycja składa się z kilkunastu segmentów. W jej obrębie fragmenty kolektywnej improwizacji przeplatają się z partiami solowymi poszczególnych instrumentalistów.
W dobie wydań kompaktowych jazzfani mieli szerszy wgląd w to niezwykłe zjawisko. W tym kontekście trzeba przypomnieć, że w czasie sesji zarejestrowano dwie wersje „Ascension”, znane jako „Edition I” i „Edition II”. Na płycie wydanej oryginalnie w lutym 1966 roku pojawiło się drugie podejście. Na szczęście wydanie kompaktowe zawiera obydwie. Struktura obydwu w ogólnym zarysie wykazuje sporo podobieństw. „Edition I” - Wstęp - John Coltrane – Dewey Johnson – Pharoah Sanders – Freddie Hubbard – Archie Shepp – John Tchicai – Marion Brown – McCoy Tyner – Art Davis i Jimmy Garrison – Elvin Jones – Zakończenie. „Edition II” - Wstęp - John Coltrane – Dewey Johnson – Pharoah Sanders – Freddie Hubbard – John Tchicai – Archie Shepp – Marion Brown – McCoy Tyner – Art Davis i Jimmy Garrison – kontrabasy - Zakończenie
Album wypełniła muzyka o niesamowitym ładunku ekspresji. Dynamika zwaliłaby z nóg konia. W praktyce świetnie sprawdziła się architektura całości. Przeplatanie się fragmentów „kolektywnych” i „solowych” zapewniło większe urozmaicenie, narracja stała się żywa i potoczysta. Nie było mowy o nudzie, ponieważ każdy z instrumentalistów nie dostał zbyt dużo czasu na popisy solowe. Nie dziwi zatem fakt, że są intensywne i treściwe. Tym samym udało się uniknąć mankamentu niejednego wydawnictwa jazzowego - rozwlekłych partii solowych, które z czasem coraz bardziej nużyły słuchaczy. Radykalizm i bezkompromisowość „Ascension” sprawia, że jest to album dość trudny w odbiorze. Muzyka dosłownie tonie w dysonansach. Dla słuchaczy nieprzyzwyczajonych do free jazowego języka szokujące mogą być dzikie partie saksofonów, szczególnie przedęcia i skoki rejestrowe. Jeśli jakiś młody słuchacz zapragnąłby wkroczyć do jazzowego królestwa, musi uważać. Muzyka z „Ascension” może go dotkliwie pokąsać. No chyba, że gustuje w terapii szokowej.
O muzyce Trane'a napisano już chyba wszystko. Wszystkie głębokie analizy, frazesy na temat jego nowatorstwa, niesamowitego brzmienia saksofonu i tak nie będą w stanie oddać głębi muzyki. „Ascension” to z pewnością jeden z tych albumów, który przewartościowuje podejście słuchacza do muzyki. Nie jest to muzyka na każdą okazję. Aby się z nią zmierzyć trzeba mieć odpowiedni nastrój. Wtedy smakuje najbardziej.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
John Coltrane - Ascension (1966)
Oryginalne wydanie winylowe:
A1 Ascension - Part 1 - 18.35
B1 - Ascension - Part 2 - 19.15
Skład:
John Coltrane – saksofon tenorowy
Marion Brown – saksofon altowy
Pharoah Sanders – saksofon tenorowy
Archie Shepp – saksofon tenorowy
John Tchicai – saksofon altowy
Freddie Hubbard – trąbka
Dewey Johnson – trąbka
McCoy Tyner – fortepian
Art Davis – kontrabas
Jimmy Garrison – kontrabas
Elvin Jones – perkusja

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz