Polifonia średniowiecza 2/22

 



20.04.2025


„Dzieło otwarte” - średniowieczna polifonia w kontekście wykonawczym

Osoby słuchające muzyki średniowiecznej zapewne zauważyły, iż dany utwór pojawia się na płytach różnych artystów w bardzo odmiennych interpretacjach. Niejednokrotnie może być tak, że kompozycja „X” w wykonaniu ensemblu Y zabrzmi zjawiskowo pięknie, podczas gdy jego inna interpretacja nad wyraz przeciętnie.

 Nie chodzi tylko o aspekt stricte wykonawczy. Mocno odmienna może być faktura kompozycji. Siłą rzeczy wydatnie będzie to wpływać na percepcję dzieła. Dla przykładu, inaczej zabrzmi utwór polifoniczny w wersji wokalnej i instrumentalnej. Możliwe są jeszcze inne warianty - w grę wchodzi ilość głosów wokalnych i instrumentalnych. Mniej drastyczne różnice pojawiają się w przypadku muzyki barokowej, jeszcze mniejsze w klasycystycznej i romantycznej. Nawet wtedy interpretacja w istotny sposób wpływa na odbiór. Wystarczy zapoznać się z przeróżnymi interpretacjami fortepianowych dzieł Beethovena, Chopina, Schuberta, Liszta i innych prominentnych przedstawicieli.

Obcując z muzyką wieków średnich czasami zapominamy, a niektórzy słuchacze nie zdają sobie sprawy, że w tamtych czasach zgoła inaczej postrzegano muzykę, rolę artysty i tworzone przez niego dzieła. Tym razem skupię się na jednym wątku - problematyce związanej z ideą dzieła „otwartego” i „zamkniętego”. „Otwarte” to takie, które nigdy nie przybiera ściśle sprecyzowanego i ostatecznego kształtu. Materia muzyczna, w mniejszym lub większym stopniu, może być dowolnie kształtowana przez wykonawcę. Zmienne są praktycznie wszystkie parametry - forma, aparat wykonawczy, paleta brzmieniowa, agogika, dynamika... Przykłady można mnożyć.

W dobie średniowiecza jedną z istotnych przyczyn takiego stanu rzeczy była dalece niedoskonała notacja muzyczna. Tym samym wykonawca miał bardzo duży wpływ na to, jak ostatecznie zabrzmi dany utwór. Zważywszy na podejście do tematu ówczesnych twórców, możemy jednak domniemywać, że nie oznaczałoby to, iż już wtedy zmaterializowałby się koncept dzieła „zamkniętego”. Teoretycy, kompozytorzy i wykonawcy w wiekach średnich nie pojmowali utworu jako tworu stałego i niezmiennego. Kompozytor pozostawiał wykonawcom dużą swobodę. Utwór „X” można było usłyszeć w rozmaitych interpretacjach. Liczne wersje conducti różniły się liczbą głosów. Organa mogły być skracane lub wydłużane, wykonywane z różnymi klauzulami. Dopuszczalne były również zmiany stylistyczne. W tych samych kompozycjach zmieniano teksty, tropowano nietekstowane głosy melizmatycznego organum.

W kolejnych epokach, pomimo tego, że udoskonalono zapis partytury, nadal trudno było mówić o dziele zamkniętym. Z czasem zmieniał się jednak status artysty, rosło przekonanie, że sztuka jest bytem autonomicznym. W dobie baroku można wskazać sporo przykładów, iż ówczesne kompozycje nie miały charakteru „zamkniętego”. W tym miejscu ograniczę się do jednego. Georg Friedrich Händel w formie szczątkowej zapisywał partie solowe organów w swoich słynnych Koncertach organowych. W dużej mierze zdawał się na improwizatorski zmysł wykonawcy. Jednak to właśnie wtedy zauważalny jest już trend, aby wykonawca w większym stopniu trzymał się zapisu partytury. Kłania się wielki mistrz epoki - Jan Sebastian Bach. W jego sonatach na skrzypce i klawesyn wykonanie partii basso obbligato musi być precyzyjne, zgodne z zamysłem kompozytora. Było to związane z tym, że istniało realne niebezpieczeństwo zaburzenia skomplikowanej tkanki polifonicznej.

W dobie klasycyzmu nadal były różne dowolności w interpretacji zapisu. Mozart nigdy nie wymagał, aby śpiewak w jego operach  trzymał się ściśle partytury. Ważnym punktem odniesienia miała być dla niego wiedeńska tradycja śpiewu operowego. Instruktywny jest również jego zapis partii fortepianu w koncertach fortepianowych. Dopiero u Beethovena zaczyna krystalizować się typ myślenia, który w prostej linii doprowadzi nas do „dzieła zamkniętego”. Ostatecznie ów koncept zmaterializuje się w praktyce dyrygenckiej Gustawa Mahlera. 

 

Płyty godne uwagi związane z tematem:

Johannes Ciconia - Motets, Virelais, Ballate, Madrigals - Alla Francesca & Alta (1994)

Zróżnicowany pod względem formy wybór utworów jednego z najwybitniejszych kompozytorów tworzących  „na przełomie wieków”. W tym przypadku nie chodzi tylko o chronologię, ale także estetykę. Ciconia był jednym z prekursorów renesansu w muzyce. Franko-flamandzki kompozytor sporą część życia spędził w Italii, co miało niemały wpływ na jego życie artystyczne. Zapewne dzięki temu jego muzyka przybrała dwa oblicza. Z jednej strony, była silnie przesiąknięta „północnym konstruktywizmem”, z drugiej, grawitowała w stronę rozwiązań typowych dla kompozytorów włoskich, stąd większa śpiewność, emocjonalność i naturalność. „Motets, Virelais, Ballate, Madrigals” dobrze pokazuje wspomnianą dwoistość jego natury.

 

Ensemble Project Ars Nova - Johannes Ciconia – Homage To Johannes Ciconia, Ca. 1370-1412 (1992)

Mój ulubiony album Ensemble Project Ars Nova. Muszę przyznać, że nigdy nie słyszałem lepszych interpretacji muzyki Ciconii. Niektóre utwory są wręcz zjawiskowo piękne. Szczególnie niepodzielnie zdominowane przez partie wokalne. Najmniej przekonujące są utwory instrumentalne, co bynajmniej nie dziwi, bo jest to dość typowa przypadłość muzyki wieków średnich. Powstał frapujący przegląd muzyki kompozytora. Możemy usłyszeć, jak Ciconia radził sobie na gruncie muzyki sakralnej i świeckiej. W sensie stylistycznym niektóre utwory wykazują daleko posunięte podobieństwo do Ars subtilior, słychać również echa Ars Nova oraz zapowiedź Nowej Muzyki, czyli renesansu.

W kontekście tego, o czym pisałem, instruktywne byłoby zestawienie tych samych kompozycji na płytach różnych wykonawców. Czasami różnice są naprawdę znaczące. Wystarczy porównać choćby takie utwory, jak: „Una Panthera”, „O Padua, Sidus Preclarum”, „Gli Atti Col Dançar”, „Sus Une Fontayne”. W przypadku płyty Ensemble Project Ars Nova pojawiają się nawet różne interpretacje tej samej kompozycji („Le Ray Au Soley”). Dla nas może to być istotna wartość dodana, bowiem bardziej znane kompozycje mają sporo różnych wersji. Bynajmniej nie chodzi o detale. Jazda obowiązkowa dla miłośników muzyki dawnej.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz