15.12.2023
W latach 70. elektryfikację instrumentarium w jazzie kojarzymy zazwyczaj z fusion. Twórcy z kręgu free jazzu często byli nastawieni nader nieufnie do tego typu eksperymentów. Jednym z przedstawicieli „miękkiego” free, który chętnie poszerzał swoje brzmienia o dźwięki elektrycznych instrumentów był Paul Bley.
Kanadyjski pianista zazwyczaj kojarzony jest z ECM-owską estetyką, ewentualnie występami solowymi - kłania się słynny album „Open, To Love” z 1972 roku. Nie można również zapominać o jazzowej kameralistyce, wszak szczególnie upodobał sobie fortepianowe trio. W tym kontekście warto wymienić jego klasyczne płyty - „Touching” (1966), „Closer” (1966) i „Ramblin'” (1969). W owym czasie Bley wypracował oryginalną formułę grania. Zręcznie łączył nowoczesny mainstream z „miękkim” free. W 1969 roku jego muzyka zaczyna się gwałtownie zmieniać. Pianista zainteresował się brzmieniem elektronicznych instrumentów klawiszowych (syntezator, organy, elektryczny fortepian). Miało to istotny wpływ na transformację stylistyczną jego muzyki.
W latach 1969-1974 nagrał kilka płyt, które były wyrazem jego fascynacji eksperymentalną elektroniką. Dla osób, które kojarzą go z wyciszonym i kameralnym jazzem, jego syntezatorowe eksploracje mogą być wręcz szokujące, bowiem często mają charakter free jazzowych improwizacji. Muzyka na najbardziej radykalnych wydawnictwach dosłownie tonie w dysonansach. Warto podkreślić, że niejednokrotnie ma innowatorski charakter. Bley był z pewnością jednym z najbardziej oryginalnych jazzowych keyboardzistów. Wypracował sobie własne, od razu rozpoznawalne brzmienie. W jego wypadku dość charakterystyczne było to, że nie sięgał po elektronikę kierując się względami komercyjnymi. Był jednym z pierwszych muzyków jazzowych, który grał na syntezatorze. Co istotne, brzmienie nowego instrumentu nie było tylko dopełnieniem faktury kompozycji, ale jej ważnym elementem strukturalnym.
Pierwszy krok stawia w 1969 roku, kiedy nagrywa „Revenge: The Bigger The Love The Greater The Hate”. Wedle mojego przekonania jest to zdecydowanie najsłabszy „elektryczny” album Bleya. Mało przekonujący w warstwie kompozytorskiej, poza tym nazbyt tradycyjny. Znacznie ciekawiej prezentuje się „The Paul Bley Synthesizer Show” (1971). W tym okresie Kanadyjczyk umiejętnie balansował między awangardą a mainstreamem. Na „Improvisie” (1971) i „Dual Unity” (1972), firmowanym wspólnie z Annette Peacock, zdecydowanie wkroczył już do „królestwa postępu”. Obydwa albumy można polecić zwolennikom radykalnych eksperymentów z elektroniką, których pociągają zakręcone, czasami wręcz atonalne improwizacje. Mamy na nich do czynienia z ciekawym przeglądem możliwości wczesnych analogowych syntezatorów (np. ARP 2500). Ważnym uzupełnieniem jest zbiór swobodnych improwizacji, który trafił na album „Jaco” (1974), firmowany przez kwartet Pastorius/Metheny/Ditmas/Bley. Tym razem Bley odkłada na bok syntezatory i gra tylko na elektrycznym fortepianie. Powstała „klimatyczna” krzyżówka fusion i free.
W czasie, gdy nagrywał „Paul Bley & Scorpio” z wolna odchodził już od awangardowych eksploracji. Słychać to głównie wtedy, gdy gra na elektrycznych fortepianach (RMI, Fender Rhodes). Muzyka jest zazwyczaj delikatna, stonowana, pianista wystrzega się epatowania radykalizmami. Wciąż bardzo bliskie jest mu wysublimowane granie. Chętnie buduje narrację na poziomie piano, cyzeluje brzmienie. Jego świat dźwięków emanuje liryczną atmosferą („Dreams”, „Capricorn”, pierwszy segment „Syndrome” i „Gesture Without Plot”). W tym względzie pojawiają się skojarzenia z jego twórczością z klasycznego okresu, z połowy lat 60. Muzyka zmienia swoje oblicze, gdy sięga po syntezator (ARP 2600). Partie solowe na tym instrumencie są znacznie bardziej ekspresyjne, inny jest również język harmoniczny – mocno dysonansowy, czasami ocierający się o kakofonię. Bley nie wyzbył się pasji odkrywania nowych brzmień („King Korn”, „Syndrome”, „Ictus”), jednak robi to w bardziej powściągliwy sposób niż na „Improvisie” i „Dual Unity”. Syntezatorowe fragmenty nierzadko są wręcz frapujące, toteż nie dziwi fakt, że słuchacz z niecierpliwością czego na pojawienie się tego instrumentu. Tym razem pianistę wsparli dwaj wyborni instrumentaliści - Dave Holland (bas) i Barry Altschul (perkusja), czyli sekcja rytmiczna awangardowego kwartetu Circle. „Paul Bley & Scorpio” to jeszcze jeden przykład gry w ramach jazzowego tria, tym razem w wariancie mocno zelektryfikowanym.
Ocena: 7/10
------------------------------------------------------------------------------
Paul Bley & Scorpio – Paul Bley & Scorpio (1973)
1. El Cordobes – 4:33
2. Capricorn – 5:31
3. King Korn – 4:55
4. Dreams – 6:17
5. Syndrome – 7:55
6. Gesture Without Plot – 9:45
7. Ictus – 4:05
Skład:
Paul Bley – fortepian, syntezator ARP , fortepian elektryczny RMI , fortepian elektryczny Fender Rhodes
David Holland – kontrabas
Barry Altschul – perkusja, instrumenty perkusyjne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz