Innowacyjność a poziom artystyczny

 


13.11.2023

 

MODERNIZM - TWÓRCY, DZIEŁA, INNOWACJE (1890-1930) 13/100

 

Walor „postępu”, „oryginalności”, „inności” był w dobie modernizmu wielce pożądanym elementem. Innowacyjność to szalenie istotna kwestia. Bez niego nie byłoby postępu w muzyce. Nie oznacza to jednak, że innowatorskie dzieło ex definitione musi być dla słuchacza frapujące.

Różnie z tym bywa. Inna sprawa, że w tym względzie znowu wkraczamy na śliski grunt osobniczych preferencji. Dosadnie zwerbalizował to kiedyś Frank Zappa: To, co dla jednego jest wdechowe, dla innych jest zwykłym gównem. Myślę, że w tej kwestii należy wystrzegać się dogmatyzmu. Zapewne każdy z nas mógłby podać szereg przykładów dzieł, które są prekursorskie, wpływowe, a jednak nie robią na nas żadnego wrażenia. Mało tego, są także takie, które po latach nie ruszają już prawie nikogo. Znamy niemało kreatywnych kompozytorów, którzy generowali nowe idee muzyczne, jednak ich utwory pod względem artystycznym są przeciętne.

Znawcy tematu tak postrzegają choćby dzieła Jefima Gołyszewa, jednego z prekursorów dodekafonii. Jego inne pomysły związane z „parametryzacją” wybranych elementów muzycznych w prostej linii prowadziły do serializmu. W tym względzie wyprzedził nawet Arnolda Schönberga. Podobnie było w przypadku jego kompozycji dwunastotonowych. Nie zmienia to faktu, że dzisiaj kompozycje Gołyszewa są już tylko przykładem ciekawych eksperymentów. Analogicznie jest w przypadku innego prekursora dodekafonii, Josefa Matthiasa Hauera. Muzyka mikrotonowa Aloisa Háby była ciekawym eksperymentem w zakresie eksploracji struktury interwałowej, jednak nie zapewniła mu miejsca w elicie dwudziestowiecznej sztuki dźwięku. Niełatwo byłoby dzisiaj znaleźć osobników, którzy z ekscytacją zasłuchiwaliby się w kompozycjach włoskiego futurysty Luigiego Russola, który dzięki swoim intonarumori chciał dokonać rewolucji w muzyce.

Z drugiej strony, można wskazać przykłady artystów-innowatorów, których dzieła świetnie zniosły próbę czasu. Ich muzyka jest fascynująca nie tylko ze względu na swoją zjawiskową oryginalność. Dla współczesnych ważne jest to, że, po prostu, w taki czy inny sposób, do nich przemawia. Znawcy tematu dodaliby, że prezentuje bardzo wysoki poziom artystyczny. W sztuce dobrym weryfikatorem jest czas. Zapewne dlatego, pomimo upływu wielu lat, twórczość tych Największych nadal nas fascynuje. Tak jest w przypadku dzieł Strawińskiego z „okresu rosyjskiego”, witalistyczno-folklorystycznych poszukiwań Bartóka czy też wariantu impresjonistycznego Debussy'ego. Przykłady Gołyszewa i szczególnie Hauera i Háby nie są zero-jedynkowe, bo bez trudu można wskazać w ich dorobku wartościowe kompozycje. Sam od czasu do czasu wracam do wybranych utworów Hauera, szczególnie fortepianowych.

Rzecz jasna, w przypadku Strawińskiego, Debussy’ego i Bartóka zawsze może znaleźć się jakiś malkontent lub konserwatysta, który będzie podważał wartość ich dokonań, dowodząc, że Wielka Muzyka skończyła się na Wagnerze i Czajkowskim. Podobnie może być w przypadku wspomnianych wcześniej niszowych eksperymentatorów. Znowu wracamy zatem do indywidualnych upodobań. Nie można jednak zapominać o jednym – na przestrzeni wieków „uczeni w piśmie” wypracowali różne metody analizy dzieła muzycznego, dzięki którym możemy w bardziej zobiektywizowany sposób podejść do tematu. Całkiem nieźle sprawdza się to nie tylko na polu sztuki dźwięku, ale także w przypadku innych form aktywności artystycznej.

 

Płyta godna uwagi związana z tematem:

Béla Bartók - The 6 String Quartets - Takács Quartet (1998)

Sprawdźmy, jak po latach próbę czasu zniosły jedne z najbardziej reprezentatywnych dzieł Bartóka, czyli kwartety smyczkowe. Na szczęście, na tym polu dobrych interpretacji nie brakuje, co szczególnie nie dziwi. Mamy tu wszak do czynienia z klasyką dwudziestowiecznej sztuki dźwięku. Bartókowskie kwartety smyczkowe są reprezentatywne nie tylko dla muzyki XX wieku, ale, całokształtu tej formy muzykowania. Bartók był jednym z tych kompozytorów, który potrafił łączyć innowacyjność z wysokim poziomem artystycznym. Jego kwartety smyczkowe są doskonałą egzemplifikacją tego zjawiska. Interpretacje Takács Quartet zdecydowanie są godne uwagi.



3 komentarze:

  1. Anonimowy8/12/23 18:30

    Jakie kompozycje (i w jakich wykonaniach) Haby i Gołyszewa byś polecił. Utwory Haby jakie poznałem do tej pory to Sześć kompozycji na sześciotonową fisharmonię, Suita na wiolonczelę, opera "Matka" oraz kilka sonat fortepianowych, z Gołyszewa znam natomiast jedynie Trio smyczkowe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Alois Hába - myślę, że przede wszystkim można eksplorować muzykę kameralną. Często za jego szczytowe osiągniecie uchodzą kwartety smyczkowe. To właśnie w nich w odważny sposób eksperymentował z mikrotonowością. Interpretacja jego muzyki - jeśli chodzi o kwartety smyczkowe, referencyjne są nagrania Stamitz-Quartett.

    Z Gołyszewem problem jest tej natury, że, tak na dobrą sprawę, jedynym utworem godnym uwagi jest właśnie wspomniane przez Ciebie Trio smyczkowe. Interpretacji jego muzyki nie ma za dużo, poza tym katalog kompozycji jest bardzo ubogi. Za życia Gołyszew bardziej znany był jako malarz i grafik. Z tego, co słyszałem, niezłe było nagranie Streiff Trio (2002). Co ciekawe, jeśli chodzi o eksperymenty z techniką dwunastotonową, to Gołyszew stworzył swoje koronne dzieło w 1914 roku, a więc 11 lat przez oficjalną premierą Suity na fortepian Arnolda Schönberga (tak naprawdę napisana dwa lata wcześniej). Mało tego, Gołyszew w swoich konstruktywistycznych eksploracjach posunął się nawet dalej niż autor „Verklärte Nacht” - wyodrębnił nie tylko 12 różnych dźwięków, ale także 12 różnych wartości rytmicznych. Z dzisiejszej perspektywy można pokusić się o konstatację, że był to krok w stronę serializmu. W tym miejscu dochodzimy jednak znowu do problemu innowacyjność - poziom artystyczny. W drugiej sferze Gołyszew, przy całej sympatii, to zdecydowanie nie jest ta sama liga, co Schönberg.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielkie dzięki za rekomendację.

    OdpowiedzUsuń