Soft Machine - Third. Przegląd wydań winylowych i kompaktowych - jakość brzmienia

 „Third” - okładka wydania BGO Records z 1993 roku.

 

 24.08.2023

 

Do „Third” przylgnęła łatka okaleczonego arcydzieła. Rzecz jasna chodzi o brzmienie, które jest po prostu denne. Najbardziej dobitnym przykładem jest koncertowa wersja „Facelift”, który brzmi jak dobry bootleg. Daleko mu do standardów realizacyjnych oficjalnego wydawnictwa. Nieco lepiej jest w przypadku nagrań studyjnych. Niejednokrotnie spotykałem się z opiniami ludzi, którzy byli zachwyceni poziomem artystycznym wydawnictwa, jednak sięgali po nie rzadko ze względu na odstraszającą jakość brzmienia.

Na początku 1970 roku grupa podpisała kontrakt z CBS Records, będący brytyjskim oddziałem Columbii. Na mocy kontraktu artyści mieli nagrać pięć płyt dla CBS, co dawało im pewną stabilizację finansową. Warunki kontraktu wydawały się być korzystne, wszak wcześniej byli zdani na niepewność, tymczasem dłuższy kontrakt dawał im tak upragnione poczucie stabilizacji. Rychło okazało się jednak, iż pod pewnymi względami były niekorzystne, szczególnie w aspekcie artystycznym. Muzycy otrzymali wprawdzie zaliczkę od wytwórni za nagranie „Third”, jednak musieli sami zapłacić za studio nagraniowe. Już wkrótce okaże się, że będzie to miało niemały wpływ na stronę techniczną przedsięwzięcia. Przede wszystkim, Ratledge i spółka nie mogli sobie pozwolić na drogie, nowoczesne studio. Istotny był także czas, dlatego nie dziwi fakt, iż w tych okolicznościach praktycznie cały studyjny materiał został zarejestrowany w ciągu… jednego dnia - 10 kwietnia 1970 roku. W maju dograno tylko partie instrumentów zaproszonych muzyków: puzon Nicka Evansa, flet i klarnet basowy Jimmy'ego Hastingsa oraz skrzypce Raba Spalla. Wszystko, a jakże, w ciągu jednego dnia! Album zarejestrowano w londyńskim IBC Sound Recording Studios, jednym z pierwszych niezależnych studiów nagraniowych w Wielkiej Brytanii. W latach 60-tych nagrywali w nim między innymi The Rolling Stones, Cream i The Who. W 1970 roku nie było to  już jednak studio uważane za  jedno z topowych. Jego zaletą było to, że było względnie tanie, co dla muzyków Soft Machine miało niebagatelne znaczenie.

Na przestrzeni lat zapoznałem się z przeróżnymi wydaniami „Third”. Naczelnym motywem było poszukiwanie najlepszej wersji, tak aby słuchanie tej wybornej płyty nie było frustrujące. Oto wyniki owych poszukiwań.

 Winyle - first press

Najlepsze brzmienie miały pierwsze wydania amerykańskie (Columbia) i brytyjskie (CBS). Najszerszy zakres dynamiki brytyjskie - circa 11,50 DR, jankeskie nieco mniej 10,55 i 10,60. Niestety, ale kilka winyli angielskich, z którymi miałem do czynienia, nie miały idealnej jakości brzmienia - w najlepszym razie było to exellent z dużym wąsem. Amerykańskie były pod tym względem lepsze - NM. Ogólnie brzmienie było nieco lepsze niż na wydaniach kompaktowych, aczkolwiek jeśli ktoś oczekuje znaczących różnic może się zawieść. Na pewno na plus jest szerszy zakres dynamiki niż na remasterach wydanych w XXI wieku. Nie najlepszą opinię ma first press holenderski. Podobno pojawiły się jakieś wady fabryczne. Nie wiem, czy chodzi o wszystkie winyle, czy tylko niektóre egzemplarze.

 

 Reedycje kompaktowe

Na przestrzeni lat ukazało się już całkiem sporo wydań kompaktowych. Fani zespołu powinni zapoznać się przynajmniej z niektórymi, aby wyrobić sobie zdanie na ich temat. Osobiście najbardziej cenię wersje z początku lat 90, kiedy to nie było jeszcze szaleństwa pod nazwą „loudness war”. Warto bliżej zapoznać się z tym wątkiem w kontekście „Third”, bowiem jest bardzo instruktywny. Oto jak wygląda uśredniony DR, czyli zakres dynamiki na poszczególnych wydawnictwach:

 1991 - 10

1992 - 10

2004 - 8

2007 - 9

2010 - 8

2013 - 8

Kompresja dźwięku to tylko jeden z problemów, bo przecież produkcja została skopana już w 1970 roku. Brzmienie na kompakcie nadal jest „zamulone”, czasami mało selektywne. We wcześniejszych wydaniach w „Facelift” słychać zbyt wysoki poziom szumów. Generalnie - jakość pozostawia sporo do życzenia, dlatego określenie „okaleczone arcydzieło” jest jak najbardziej zasadne. Czy z tym materiałem naprawdę nic nie da się zrobić? Czy już na zawsze jesteśmy zdani na frustrację? Okazuje się, że nie jest tak źle. Lata poszukiwań przyniosły owocne rezultaty i z czystym sumieniem mogę Wam polecić wydawnictwo, które pozytywnie mnie zaskoczyło. Co ciekawe, jest mało znane. Nie znajdziecie go raczej w serwisach streamingowych, czy też w różnych miejscach, gdzie można, bardziej lub mniej legalnie, pobierać muzykę. Owego rodzynka nie znalazłem również na allegro, a różnych wydań „Third” jest tam multum. Czas zdradzić tajemnicę. Chodzi o kompaktową reedycję BGO Records z 1993 roku - numer katalogowy - BGOCD180.

Już w czasie słuchania „Facelift” byłem mile zaskoczony. Nagranie zostało umiejętnie „odszumione”, co istotne, nie ucierpiały na tym parametry brzmieniowe. Wreszcie można słuchać bez zgrzytania zębami. Nie popadajmy jednak w przesadę - do ideału droga jest daleka. Utwory studyjne zaskoczyły mnie jeszcze bardziej, bowiem brzmią naprawdę dobrze. Poprawiono selektywność, struktura brzmienia jest bardziej klarowna. Scena muzyczna jest głęboka i dobrze wyważona. Nie ma w tym przypadku, ponieważ DR jest bardzo przyzwoity. Zakres dynamiki jest szerszy nawet niż na najlepszych wydaniach winylowych! Dokonałem „pomiarów” całej płyty - uśredniony wynik to dokładnie 11,95. Z lepszym w przypadku tej płyty nigdy się nie spotkałem. Jeśli chodzi o technikalia, to najlepiej prezentują się „Slightly all the time” i „Moon in june”. „Out-bloody rageous” niewiele im ustępuje. Summa summarum -  nie spodziewajmy się rewolucyjnych zmian, bo jednak wielu błędów nie udało się do końca wyeliminować. Wreszcie można jednak słuchać tej znakomitej płyty z niewysłowioną przyjemnością. Sam łapię się na tym, że w czasie odsłuchu obsesyjnie nie powracają już myśli na temat jej ułomności. Wielkie brawa dla speców od dźwięku z BGO Records, którzy wykonali kawał dobrej roboty. Posłuchajcie i oceńcie sami.

 

       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz