8.08.2023
MODERNIZM - TWÓRCY, DZIEŁA, INNOWACJE (1890-1930) 11/100
W pierwszych dekadach XX wieku relacje na linii postępowy kompozytor - słuchacze stają się coraz bardziej napięte. Kolejny odcinek związany z percepcją Nowej Muzyki mógłby być dobrą pożywką dla różnej maści śmieciowych czasopism. Awantury, bójki, wyzwiska... Bynajmniej nie chodzi o stadiony piłkarskie, ale sale koncertowe.
Pierwsze dekady XX wieku to czas wielu, mniej lub bardziej znanych, skandali w czasie premier nowych kompozycji. Chyba najbardziej spektakularny i najczęściej przywoływany jest ten związany z premierą baletu Igora Strawińskiego „Święto wiosny” (1913). O tym jednak znacznie szerzej, gdy przyjdzie czas na prezentację dorobku autora „Ognistego ptaka”. Warto przypomnieć również szereg innych. Kontrowersje wywołała opera Debussy'ego „Pelleas i Melisanda”. Charakterystycznym zarzutem było określenie „muzyka mózgowa”. Richard Strauss w czasie, gdy tworzył swoje najbardziej eksperymentalne dzieła („Salome”, „Elektra”) również spotykał się z bardzo zróżnicowanymi opiniami – słowa zachwytu mieszały się ze zdecydowaną dezaprobatą środowisk konserwatywnych. Na początku XX wieku z podobnymi problemami borykał się Aleksander Skriabin. Luigi Russolo protestował przeciwko nadmiernej komplikacji języka muzycznego, tymczasem występ jego Gran Concerto Futuristico (1917), ujmijmy to łagodnie, nie wzbudził zachwytu publiki.
W latach 20. burzliwe polemiki wzbudzała twórczość Paula Hindemitha. Wielki skandal wywołały jego dwie jednoaktowe opery: „Morderca, nadzieja kobiet” i „Święta Zuzanna”. Pierwsza – z powodu obfitości erotyki i brutalności, drugą oskarżano o świętokradztwo. Bez protestów nie obeszło się również w przypadku premier kompozycji instrumentalnych. W 1923 roku w Monachium wykonanie I Kammermusik na zespół z syreną w obsadzie zakończyło się awanturą. Najmniej radykalny przedstawiciel II Szkoły Wiedeńskiej, Alban Berg, spotykał się z bardzo zróżnicowanymi reakcjami publiczności. W czasie premiery 5 Orchesterlieder (1913) zachowanie słuchaczy było tak nieprzychylne, że zaprzestano prezentacji muzyki. Jego opus magnum, czyli opera „Wozzeck” również była skrajnie różnie odbierana, choć zaskakująco często, nawet dla samego autora, mogła liczyć na względy zgromadzonej publiki.
Odrębny tekst można napisać na temat recepcji muzyki Arnolda Schönberga. Wielu melomanów do dzisiaj trzyma się od niego z daleka. Kompozytor od samego początku polaryzował opinie na swój temat. Już „Verklärte Nacht” (1899), które dzisiaj brzmi dość tradycyjnie, wzbudziło głęboką niechęć tradycjonalistów. W 1900 roku, w czasie pierwszego wykonania jego zbioru pieśni, doszło do walki na pieści. W czasie premiery „Symfonii kameralnej” wielu słuchaczy opuściło salę jeszcze w trakcie trwania utworu. Nie obeszło się bez awantur. Jedna z takich bójek skończyła się ostatecznie w sądzie. Obrona wezwała lekarza, który stwierdził, że wielu słuchaczy wykazywało objawy nerwicy po wysłuchaniu muzyki. Już przed pierwszą wojną światową niektórzy krytycy nie bawili się w subtelności, określając jego utwory „kocią muzyką”.
Tymczasem inni tworzyli w osamotnieniu, często zupełnie nieznani. Tak było w przypadku dwóch najwybitniejszych kompozytorów amerykańskich pierwszej połowy XX wieku. Zarówno Charles Ives, jak i Edgard Varèse dopiero pod koniec swojego długiego życia zaczęli zyskiwać uznanie. W Polsce z tradycjonalistami często zmagał się Karol Szymanowski. Nie tylko w sferze czysto muzycznej, ale także dydaktycznej (w czasie gdy był rektorem Warszawskiego Konserwatorium Muzycznego). To właśnie intrygi i permanentne problemy, zazwyczaj z muzyczną „konserwą”, sprawiły że postanowił zrezygnować ze stanowiska, pomimo tego, że był gorący popierany przez studentów.
Płyta godna uwagi związana z tematem:
Paul Hindemith - Kammermusik 1-7 - Royal Concertgebouw Orchestra - Riccardo Chailly (1992)
Niemiecki kompozytor Paul Hindemith w latach 20. XX wieku nierzadko szokował muzycznych tradycjonalistów. Świadomie wybrałem utwory, które zaliczamy w jego twórczości do nurtu progresywnego. Z czasem Hindemith wyzbył się awangardowych ciągotek i z lubością czerpał muzyczne inspiracje z odległych epok, na przykład baroku i giganta tych czasów - Jana Sebastiana Bacha. Nawet w nagraniach pod dyrekcją Chailly’ego słychać bachowskie inspiracje. Najciekawsze są wczesne Kammermusik, gdy Hindemith bezkompromisowo eksperymentował z harmonią i brzmieniem. W tym czasie miał tendencję do komponowania na nietypowy aparat wykonawczy. Uderzający jest osobliwy eklektyzm Kammermusik. Z jednej strony, język harmoniczny jest niezwykle nowoczesny, z drugiej, niektóre tematy świadomie są trywializowane, co w rezultacie daje niecodzienny efekt. Bodaj najciekawszym przykładem ówczesnych eksperymentów jest Kammermusik No. 1 na dwanaście instrumentów (1921).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz