Weather Report - Heavy Weather (1977). Próba odbrązowienia klasyki?


 

17.05.2024

 

ANTYKANON

Album legenda. Jedna z najsłynniejszych płyt w historii fusion. Ogromny sukces komercyjny. Do dzisiaj jest to jeden z najlepiej sprzedających się albumów w historii jazzu. Zdążył już pokryć się platyną. We wspomnianym zestawieniu największych bestsellerów ustępuje tylko „Kind Of Blue” i „Head Hunters”.

I jak tu się czepiać takiego giganta? Czy faktycznie jest to tak wybitny i znaczący album dla rozwoju jazzu? Niewątpliwie jego obrońcy mogą przytoczyć kilka argumentów, choćby wymienione powyżej. Moja ocena najbardziej znanego osiągnięcia Weather Report nie jest jednak pozytywna. W rankingu najlepszych płyt zespołu nagranych w latach  70-tych „Heavy Weather” uplasowałby się u mnie prawdopodobnie na przedostatnim miejscu. Tuż przed „Mr. Gone”, który w 1978 roku wywołał prawdziwą burzę. To już jednak zupełnie inna historia...

Dlaczego nie przepadam szczególnie za „Heavy Weather”? Powodów jest co najmniej kilka. Weather Report zaczynał jako ambitna formacja, która chciała poszerzać granice estetyczne jazzu o nowe wartości. Współtworzył nowy styl, poszukiwał nowych brzmień, przewartościował i wzbogacił ideę kolektywnego grania, eksperymentował z nowymi elektrycznymi instrumentami. Zaiste, wyglądało to bardzo obiecująco. Odzwierciedleniem tych tendencji były przede wszystkim pierwsze dwa albumy. Muzyka na nich zawarta była twórczą próbą kontynuacji eksperymentów Milesa Davisa z okresu „In A Silent Way” i „Bitches Brew”. Płyty wypełniła bezkompromisowa muzyka, cechująca się ostrą dysonansowością, nowoczesnym językiem harmonicznym, objawiająca nowe możliwości rozwojowe jazzu. Trzeci album „Sweetnighter” (1973) można uznać za przełomowy. Zawinul et consortes zaczynają włączać do swojej twórczości coraz więcej tradycyjnych elementów. Odchodzą od free jazzowych zawirowań, stopniowo upraszczają warstwę rytmiczną kompozycji, coraz częściej pojawiają się charakterystyczne motywy ostinatowe. W kompozycjach wyraziście eksponowana jest melodia, dzięki czemu muzyka staje się bardziej komunikatywna.

Na kolejnych albumach zachowana zostaje generalna linia rozwojowa. Weather Report grawituje z wolna w stronę coraz bardziej konwencjonalnego fusion. Czerpie z modnych wówczas trendów (vide funk). Stara się coraz bardziej wkraść w łaski masowego słuchacza. Grupa odchodzi od odważnych poszukiwań brzmieniowych na rzecz coraz bardziej wygładzonego i konwencjonalnego soundu. „Heavy Weather” jest niejako zwieńczeniem tej linii rozwojowej. Spektakularny sukces albumu nie jest kwestią przypadku. Z jednej strony, ogromna renoma i estyma, jaką cieszyli się artyści, z drugiej, materiał, który świetnie wstrzelił się w swoje czasy. Względnie prosty dla masowego słuchacza, który częstokroć nie przepadał za jazzem. Niewątpliwie swoją rolę odegrał także poprzedni krążek, bo przecież „Black Market” (1976) również cieszył się ogromnym powodzeniem. Dlaczego nie odniósł tak spektakularnego sukcesu komercyjnego, jak bohater dzisiejszego tekstu? Głównie z dwóch powodów. Jego następca był prostszy w odbiorze dla masowego słuchacza. Zabrakło na nim również „lokomotywy”, którą na „Heavy Weather” był „Birdland”. Swoją drogą, jego sukcesy na listach przebojów dają dużo do myślenia.

„Heavy Weather” nie ma już praktycznie nic wspólnego z ambitnym fusion. To bardziej rozrywkowa odmiana tego gatunku. Swój nieprzeciętny talent objawił na nim ponownie Jaco Pastorius. Jego gra na gitarze basowej niewątpliwie była bardzo oryginalna i, co istotne, inspirująca dla całego tabunu muzyków grających na tym  instrumencie. Biorąc jednak pod uwagę grę liderów zespołu trudno nie zauważyć regresu. Brzmienie keyboardów Zawinula stawało się stopniowo coraz bardziej syntetyczne. Klawiszowiec z wolna rezygnował z wysublimowanych eksploracji kolorystycznych. W niełaskę zaczął popadać Fender Rhodes, na którym Zawinul na początku lat 70-tych stworzył własny charakterystyczny styl gry. Obok Hancocka w najbardziej twórczy sposób wykorzystywał echoplex i modulator pierścieniowy. Brzmienie saksofonu Shortera stało się bardzo „ugrzecznione”, czasami wręcz cukierkowe. Z dzisiejszej perspektywy czasami niejednokrotnie kojarzy się wręcz ze smooth jazzem. Dobry przykład to „Remark You Made”. Shorter to jeden z moich ulubionych saksofonistów, ale zdecydowanie nie w takim wcieleniu. Cały materiał zawarty na „Heavy Weather” grawitował w stronę pop-jazzu. W pierwszym okresie swojej działalności grupa była synonimem nowoczesności, tymczasem słynny „Birdland”, za którym nigdy specjalnie nie przepadałem, razi mnie nie tylko banalnymi rozwiązaniami w sferze melodycznej, ale także staroświeckością.

Przypadek „Heavy Weather” nie był oczywiście odosobniony. Takie były wówczas tendencje w jazzie elektrycznym. Jazz-rock, czy też szerzej fusion, już w pierwszej połowie lat 70. szybko zaczął wykazywać tendencję do komercjalizacji. Świetnie egzemplifikują to kariery wielu artystów tego nurtu (np. Herbie Hancock, Jan Hammer, George Duke, Stanley Clarke, Chick Corea, Larry Coryell). Oszałamiający sukces „Heavy Weather” miał rzecz jasna swoje konsekwencje. Pokazał bowiem wyraziście, że odejście od idiomu jazzowego oraz wyrzeczenie się większych ambicji artystycznych może przynieść wymierne korzyści. Kontynuatorów takiego podejścia do tematu nie zabrakło. W tym sensie „Heavy Weather” może być postrzegany jako „muzyczny szkodnik”. Niektóre okropności fusion z następnych lat w prostej linii wywodzą się właśnie z tego klasycznego albumu.

Krytycy często zarzucali jazzmanom, że ich akcesja do świata fusion była podyktowana względami merkantylnymi. Jak wiemy, to dość skomplikowany i niejednoznaczny temat, jednakże „Heavy Weather” mógłby się dla nich stać doskonałym orężem walki. Toż to wzorcowy przykład, gdy jazzmani starali się wkraść w łaski tłumu. Co istotne, udało im się doskonale! Aby wszystko było jasne - „Heavy Weather” nie jest złą płytą. Nie jest kwestią przypadku, że odniosła sukces. Nagrali ją znakomici artyści. Ich muzyka w tym okresie nadal była idiomatyczna. Problem w tym, że wyraźnie zrezygnowali z aspiracji artystycznych. Słuchając tego wydawnictwa mam nieodparte wrażenie, że dla Zawinula i spółki od kwestii stricte artystycznych ważniejsze było poszerzanie „bazy społecznej”.

Porównajmy ich eksploracje na polu „elektryczności” z przełomu lat 60. i 70. z „Heavy Weather”. Instruktywne w tym względzie są nie tylko wspólne nagrania dokonane z Milesem i wczesne płyty Weather Report, ale także solowe płyty Joe Zawinula - „Zawinul” (1971), Wayne'a Shortera – Super Nova” (1969), „Odyssey Of Iska” (1971), „Moto Grosso Feio” (nagrany w 1970, wydany w 1974) i Miroslava Vitouša - „Infinite Search” (1970), „Purple” (1970). Różnice na różnych poziomach muzycznego przekazu są ogromne. Na tle powyższych płyt znacznie lepiej jesteśmy w stanie nakreślić specyfikę ewolucji stylistycznej zespołu. Słychać doskonale różne uproszczenia, czasami drastyczne (język harmoniczny, rytm), niejednokrotnie wątpliwości budzi tkanka brzmieniowa.

Jeśli chodzi o popularyzację jazzu na album można spojrzeć z dwóch punktów widzenia. Rewelacyjne wyniki sprzedaży zapewne sprawiły, że muzyką improwizowaną zainteresowały się nowe osoby. W tym względzie jego rola była pozytywna. Z drugiej strony, pisałem wcześniej o jego negatywnym wpływie na rozwój fusion (vide komercjalizacja). „Heavy Weather” dla niejednego jazzmana mógł być doskonałym poradnikiem, jak dorwać się do konfitur. W tym miejscu dodam jeszcze wątek osobisty. Przed laty, będąc jeszcze nastolatkiem wychowanym na rocku progresywnym, starałem się bliżej zapoznać z jazzowym królestwem. Sięgnąłem wówczas po dwa albumy. Pierwszym był „Tutu” Milesa Davisa, drugim bohater tego tekstu. Ich „lektura” sprawiła, że na dłuższy czas odpuściłem sobie jazzowe eksploracje. Do nagrań Davisa z lat 80. nie przekonałem się nigdy (inna sprawa to jego wcześniejsze dokonania). Podobnie mogło być w przypadku innych osób. Wspominam o tym, ponieważ znam takie przypadki. Dla części słuchaczy, gustujących w bardziej wyrafinowanych dźwiękach, bohater tego tekstu może być odstręczający.

„Heavy Weather” w swoim gatunku jest dziełem wzorcowym i wielce wpływowym. Oceniając go należy wystrzegać się skrajnych opinii. Sprawa bynajmniej nie jest jednoznaczna. Trzeba zauważać jego słabsze i mocniejsze strony. Album zapewne długo jeszcze będzie wzbudzać kontrowersje, bo chyba inaczej być nie może. Rzecz jasna, wiele zależy od naszych indywidualnych preferencji. Jedni akcentować będą głównie jego zalety, inni w większym stopniu skupią się na wadach. Jako że zdecydowanie bliżej mi do drugiego obozu, postanowiłem zebrać cały katalog zarzutów. To, co dla krytyka jest niezwykle istotne, w oczach zwolennika może być błahostką. Inna może być gradacja różnych zjawisk muzycznych. Swoje robi również odmienny gust i doświadczenie muzyczne.

 

25 komentarzy:

  1. Witam serdecznie Panie Aleksandrze!! Jestem tu pierwszy raz, ale śledzę regularnie Pańskie publikacje zamieszczone zarówno tu, na Astralnej jak i komentarze u Pana Pawła oraz Pana Szymona (jeśli mnie pamięć nie myli, były i tam?)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałem również zdecydowaną większość Pana tekstów publikowanych w Lizardzie (jestem stałym czytelnikiem praktycznie od samego początku), więc doskonale pamiętam z jaką przyjemnością oddawałem się lekturze dwuczęściowej pracy o wczesnej twórczości WR..W moim przypadku czytaniu o twórczości danego wykonawcy najczęściej towarzyszy odsłuch muzyki tegoż, więc..a jakże,od dwóch dni osłuchuję w wolnych chwilach Heavy Weather ..

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy jestem fanem stylistyki uprawianej przez zespół na tym albumie? Raczej darzę go sentymentem, mocniej cenię inne albumy,ot indywidualna kwestia,jak to często bywa.. Tyle tytułem wstępu, cieszę się, że zrobiłem pierwszy krok.. Tymczasem życzę Panu wytrwałości w pracy i przede wszystkim przyjemności z dzielenia się wiedzą, pozdrawiam serdecznie!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za sympatyczny wpis. Mam nadzieję, że teksty z „Lizarda” nie były zbyt rozwlekłe. Teraz jest raczej moda na krótsze artykuły, bo rozbudowanych analiz podobno prawie nikt nie chce czytać. Jeśli chodzi o dwuczęściowy esej z „Lizarda” poświęcony wczesnej twórczości Weather Report, to byłby to dobry kontrapunkt do „Heavy Weather”. To niby tylko kilka lat, ale różnica jest ogromna. Swoją drogą, to nie tylko przypadek bandu Zawinula i Shortera, bo dynamika zmian na muzycznej scenie była wtedy bardzo duża.

    Na blogu Szymona „zabierałem głos” rzadko, raptem kilka razy. Z perspektywy czasu żałuję, bo był to jeden z najlepszych blogów muzycznych. Szymon ma nie tylko dużą wiedzę muzyczną, ale także ogromną pasję, którą potrafił zarażać czytelników. Świetnie czytało się jego recenzje. Szkoda, że autor nie prowadzi już bloga. Na szczęście wszystkie treści są nadal dostępne w necie. Przy okazji, jeśli ktoś jeszcze tam nie trafił, podam namiary:

    http://szymonmuzyk.blogspot.com/

    Co do oceny „Heavy Weather”, jak najbardziej jest to „indywidualna kwestia”. Znam osoby, które zachwycają się tym albumem i bynajmniej mnie to nie dziwi, bo można znaleźć na nim różne muzyczne smaczki. Mój tekst nie sprowadza się do forsowania określonej narracji, nie chodzi również o to, aby negatywnie nastawić słuchaczy do albumu. Osoby, które go znają, mają zapewne własne przemyślenia na jego temat. Mój wpis to tylko głos osoby, która nie jest zachwycona ewolucją stylistyczną zespołu. Większość była jednak ukontentowana, tak więc i tak zostałbym przegłosowany...

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. I ty też! Tym razem niestety nie przyjrzałeś się bliżej strukturze utworów, tylko zadowoliłeś się powierzchownymi uwagami o ugrzecznionym brzmieniu (typowe dla rockowych słuchaczy?).
    Harmonicznie nie ma wielkiej różnicy między wczesnym WR a tym z okresu "Heavy Weather", zmienia się za to podejście - od inspirowanych "Bitches Brew" improwizacji ku bardziej uporządkowanym kompozycjom. Pisał o tym w znanym artykule Vayo ("Weather Report And The Expansion Of Jazz Form", tu masz całość: https://web.archive.org/web/20060219110144/http://www.bgsu.edu/colleges/music/MACCM/media/cmf/CMF3.pdf). Cytując: "During the 1970s and early 1980s, composer/performers Wayne Shorter and Josef Zawinul of the fusion group Weather Report made important contributions in creating new possibilities for jazz form. [...] Zawinul’s and Shorter’s compositions generate their own forms in an organic manner that often has more in common with concert music than with traditional jazz." Co ciekawe, "Heavy Weather" zawiera jeden z bardziej skomplikowanych utworów WR - "Havona" (łatwo znaleźć jego analizy w sieci), a Wynton (nie znosi fusion!) na swojej liście (https://wyntonmarsalis.org/news/entry/wynton-marsalis-chooses-his-top-50-essential-jazz-recordings) umieścił "Palladium" w kategorii "Great compositional diversity with no sacrifice of quality".
    Także warto wspomnieć, że sam Tom Oberheim miał bardzo wysoką opinię o sposobie w jaki Zawinul wykorzystał jego instrument na tej płycie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Można powoływać się na różne autorytety. Apologeci będą przywoływać Davida Vayo i Wyntona Marsalisa (ten drugi w kontekście „Heavy Weather” faktycznie co najmniej zaskakuje). Z drugiej strony, poczytaj sobie opinie giganta jazzowej krytyki, Joachima Ernsta-Berendta. O interesującym nas wcieleniu Weather Report pisał w krytycznym tonie zarówno w swojej ikonicznej książce „Das Jazzbuch” (aczkolwiek bardzo ogólnie), jak i w artykułach prasowych. Niektóre pojawiły się także u nas, choćby tekst z magazynu muzycznego „Jazz” (1979).

    Nie podzielam opinii, że „harmonicznie nie ma wielkiej różnicy między wczesnym WR a tym z okresu ‘Heavy Weather’”. Gdyby faktycznie chodziło tylko o „Havona”, nie byłoby o co kruszyć kopii, jednak w przypadku większości utworów „nieuzbrojonym” uchem słychać sporo różnic. Język harmoniczny wczesnego Weather Report jest bardziej nowoczesny i złożony. Słychać w nim echa dokonać progresywnych twórców ze świata free jazzu i „poważnej” awangardy. Znamienny jest szczególnie „wskaźnik dysonansowości”. Chromatyzacja materiału dźwiękowego, czasami ocieranie się lub wręcz wkraczanie do świata atonalnego. Weather Report z okresu „Heavy Weather” na tle eponimicznego debiutu i „I Sing The Body Electric” brzmi zdecydowanie bardziej tradycyjnie. Odrębnym wątkiem jest jeszcze rytm. Porównując grę sekcji Vitouš - Moreira - Mouzon na debiucie i Pastorius - Badrena - Acuña na „Heavy Weather” - różnice są aż nadto widoczne. Na pierwszej płycie rytmika była mniej ekspansywna, za to bardziej wysublimowana i złożona, z ciekawymi rozwiązaniami polirytmicznymi. W drugiej połowie lat 70 na tym polu zespół bardziej zbliżył się do rozwiązań world music i muzyki popularnej. Rosnąca rola repetycji, parzystych rytmów daje do myślenia.

    Trudno jest mi się również zgodzić z opinią, że improwizacje na wczesnych płytach Weather Report to echa inspiracji „Bitches Brew”. Wczesny Weather Report a inspiracje „elektrycznym” Milesem” to szeroki i niejednoznaczny temat. Akurat wspomniane improwizacje to ewidentnie wartość dodana bandu Shortera, Zawinula i Vitouša. Ich podejście do wspólnego muzykowania w niejednym względzie było odmienne. W przypadku Milesa na „In A Silent Way” i „Bitches Brew” narracja kompozycji jest nieco bardziej tradycyjna, choć w tym względzie zauważalne było częściowe odejście od wypracowanych wcześniej form. W dalszym ciągu pozostały jednak wyraźnie wyeksponowane partie solowe poszczególnych instrumentalistów, szczególnie trąbki Davisa, saksofonu sopranowego Shortera, gitary McLaughlina i klarnetu basowego Maupina. Weather Report stawiał na bardziej kolektywne granie. W niemałym stopniu było to pochodną nowych koncepcji gry, które ujawniły się w latach 60. w obrębie free jazzu (vide Ornette Coleman).

    Tak jak pisałem już w tekście - „Heavy Weather”, jeśli chodzi o kulturę gry, sferę wykonawczą, to najwyższy level. Zgoda co do innowacyjnego brzmienia Zawinula na keyboardach, choć w tym okresie z wolna była to już „fala opadająca”. Lepiej pod tym względem wypadają wcześniejsze płyty zespołu, choćby już bardziej tradycyjny i przystępny „Black Market” (vide „Herandnu”). Mój główny zarzut sprowadza się do tego, że grupa ograniczyła swoje aspiracje artystyczne i bardziej skupiła się na poszerzaniu „bazy społecznej”, co miało swoje konsekwencje. „Heavy Weather” to wzorcowy przykład nieco bardziej komercyjnej odmiany fusion. Z mojego punktu widzenia jest to zgniły kompromis, bo ucierpiała na tym muzyka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Od czasu płyty "Sweetnighter" muzyka WR rytmicznie jest inspirowana funkiem, więc nie można twierdzić, że dopiero na "Heavy Weather" następuje jakieś drastyczne zerwanie, ewolucja tego zespołu ma raczej ciągły charakter. Porównaj np. "Mysterious
    Traveller" i "Palladium", zasada konstrukcyjna wydaje się bardzo podobna. WR próbowali znaleźć odpowiednią formę dla muzyki wywodzącej się z jazz-rocka, tak jak zespoły progresywne próbowały porządkować psychodeliczne improwizacje.
    Jeśli chodzi o inspiracje to wczesne WR oczywiście wywodzi się, że szkoły Milesa, widać to choćby w utworach jak "Umbrellas" czy “Seventh Arrow". Tak jak na "Bitches Brew" mamy otwarte improwizacje oparte na stałym groove'ie. Trzeba przyznać, że zdarzają się i wyjątki np. "Orange Lady".
    Na tej płycie harmonicznie zaawansowane są też "Teen Town", "Palladium" i "Harlequin", nie tylko "Havona".

    OdpowiedzUsuń
  8. „Od czasu płyty "Sweetnighter" muzyka WR rytmicznie jest inspirowana funkiem, więc nie można twierdzić, że dopiero na "Heavy Weather" następuje jakieś drastyczne zerwanie, ewolucja tego zespołu ma raczej ciągły charakter”.


    Nigdzie nie napisałem, że na „Heavy Weather” mieliśmy do czynienia z jakkolwiek pojętą drastyczną zmianą. Z bohaterem tego tekstu porównywałem tylko debiut i „I Sing The Body Electric”. W tym przypadku, na różnych polach muzycznego przekazu, znajdziemy sporo różnic. Zgadzam się z Tobą, że „ewolucja tego zespołu ma raczej ciągły charakter”. Z perspektywy czasu, wydaje się spójna, logiczna i niezwykle konsekwentna.

    OdpowiedzUsuń
  9. „Jeśli chodzi o inspiracje to wczesne WR oczywiście wywodzi się, ze szkoły Milesa, widać to choćby w utworach jak "Umbrellas" czy “Seventh Arrow". Tak jak na "Bitches Brew" mamy otwarte improwizacje oparte na stałym groove'ie”.

    Wczesny Weather Report niewątpliwie wywodzi się ze szkoły davisowskiej. Warto jednak dodać, że band Shortera, Zawinula i Vitouša nie powielał pomysłów Mistrza, ale twórczo je rozwijał. Z jednej strony, w muzyce obydwu podmiotów wykonawczych odnajdziemy oczywiste podobieństwa. Davisowski jest styl i brzmienie. Rozbudowana sekcja rytmiczna wydaje się pochodną eksperymentów Milesa, aczkolwiek warto zauważyć, że w jazzie pod koniec lat 60. takie pomysły zyskiwały coraz większą popularność (np. w muzyce free jazzowej). Dodałbym jeszcze predylekcje do wykorzystywania egzotycznych perkusjonaliów. W tym względzie elementem łączącym jest Airto Moreira.

    Z drugiej strony są również większe i mniejsze różnice. Jednym z bardziej jaskrawych jest podejście do wspólnego muzykowania. Inne były tekstury kompozycji, co szczególnie słychać na eponimicznym debiucie. Na płytach trębacza mamy do czynienia z rozbudowaną, jak na standardy jazzu, obsadą instrumentalną. W „Pharoah's Dance” pojawia się trzynastoosobowa ekipa, w innych utworach gra zazwyczaj kilkunastu muzyków. Kolejny znamienny wątek to rola i zadania basu. W tym aspekcie zauważalne są fundamentalne różnice. Tendencja do autonomizacji basu, jego istotna rola w czasie zbiorowych improwizacji, to wyróżnik Weather Report. Miles miał inny pomysł na wykorzystanie tego instrumentu. Dlatego Vitouš, pomimo tego że pod koniec lat 60.był przymierzany do zespołu Davisa, nie zakotwiczył w nim na stałe. Dzięki twórczej roli Teo Macero na płytach trębacza odnajdziemy różne eksperymenty z taśmami – opóźnienia, zapętlenia, zastosowanie efektu echa, daleko posunięte edytowanie nagranego materiału. W przypadku Weather Report mamy do czynienia z bardziej tradycyjnym podejściem do kompozycji, które zarejestrowano w studiu. Odmienna jest także architektura kompozycji. Weather Report stawiał na bardziej zwarte, skondensowane utwory, Na pierwszych dwóch albumach żaden z utworów zarejestrowanych w studiu nie trwał dłużej niż niespełna 9 minut. Zazwyczaj były to 3-8 minutowe kompozycje. Tymczasem studyjne konstrukcje dźwiękowe sporządzane przez Teo Macero trwały zazwyczaj od kilkunastu do kilkudziesięciu minut („Pharoah's Dance”, „Bitches Brew”).

    OdpowiedzUsuń
  10. Formuła fusion Weather Report miała nieco inne odcienie i barwy, bo też i inspiracje były nieco odmienne. Na przykład Wayne Shorter był pod silnym wpływem muzyki brazylijskiej - kłania się „Super Nova” i „Odyssey Of Iska”. Apogeum tych tendencji przyniesie w przyszłości „Native Dancer” (1975). Zakres inspiracji muzyką rockową był niewątpliwie odmienny. Shorter et consortes nie przejawiali w tym względzie szczególnych zainteresowań. Mało tego, Zawinulowi zdarzyło się nawet zbesztać jednego z żurnalistów, gdy usłyszał od niego, że grają „jazz-rock”. Do dnia dzisiejszego niektórym dziennikarzom muzycznym zdarza się, moim zdaniem błędnie, umieszczać zespół w szufladzie z napisem „jazz-rock”.

    Miles Davis chętnie sięgał po kompozycje Zawinula i Shortera. Trudno sobie wyobrazić epokowe dzieła „elektrycznego” Milesa bez tych utworów. Austriacki pianista jest autorem tak fundamentalnych kompozycji dla fusion, jak: tytułowa z „In A Silent Way” i „Pharoah 's Dance”, a więc prawdziwej okrasy „Bitches Brew”. Bynajmniej to nie wszystko. Poza nimi warto wymienić jeszcze choćby takie, jak: „Double Image”, „Directions” czy też „Orange Lady”. Niektóre z nich były grane w czasie koncertów („Double Image”). Boxy z przełomowymi nagraniami z lat 1968-1970 przyniosły kolejne utwory, które wyszły spod ręki Zawinula: „Ascent”, „Early Minor”, „Take It Or Leave It”, „Recollections”. Zważywszy na ilość i, co istotne, jakość tych kompozycji, wypada skonstatować, iż rola Zawinula była w tym okresie trudna do przecenienia. Nie można zapominać również o wkładzie Wayne’a Shortera - „Bitches Brew” zamyka jego kompozycja - „Sanctuary”. Wpływy, inspiracje, przenikanie się różnych idei, to w przypadku tych wykonawców ciekawy i instruktywny wątek.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przyznajesz, że nie było żadnej drastycznej zmiany. Lepiej zatem porównywać "Heavy Weather" z płytami powstałymi po odejściu Vitousa. To najlepszy album nagrany przez WR w tym okresie - prezentuje bardzo wyrównany poziom, wszystkie prawie kompozycje zostały klasykami gatunku, stanowi podsumowanie ich poszukiwań formalnych, i oczywiście jeszcze dochodzą do tego wspaniałe partie Jaco. Dlaczego krytycy wybierają akurat ten album jako obiekt swoich ataków, a nie np. "Sweetnighter"? Dlaczego nie widać artykułów o "In a Silent Way" jak przykładzie komercjalizacji jazzu? Moim zdaniem album ten traktowany jest niesprawiedliwie przez krytyków wywodzących się rockowych magazynów, dla których niekonfrontacyjny i przystępny charakter materiału jest nie do zniesienia, i którzy zainteresowani są tylko brzmieniową powierzchnią. Podobnie jest np. w przypadku Soft Machine, rockowi żurnaliści nie potrafią zrozumieć, dlaczego "Chloe and the Pirates" jest ich arcydziełem. Tym bardziej dziwi mnie, że i u Ciebie, który dałeś się poznać jako wnikliwy krytyk prog rocka, znajduję podobny tekst.

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam także wątpliwości, co do rzekomego negatywnego wpływu HW na fusion, można przecież argumentować przeciwnie -przywołując na przykład twórczość duetu Metheny/Mays.

    OdpowiedzUsuń
  13. „Moim zdaniem album ten traktowany jest niesprawiedliwie przez krytyków wywodzących się rockowych magazynów, dla których niekonfrontacyjny i przystępny charakter materiału jest nie do zniesienia, i którzy zainteresowani są tylko brzmieniową powierzchnią”.


    Na przestrzeni lat częściej spotykałem się z odwrotną sytuacją. Rockowi krytycy i słuchacze zachwycali się przede wszystkim „Black Market” i „Heavy Weather”, natomiast marginalizowali lub zupełnie pomijali wczesny okres działalności. Najczęściej ujmują to tak - od „Sweetnighter” zaczyna się prawdziwy Weather Report. Nierzadko zarzucają muzykom, że na dwóch pierwszych albumach bazowali głównie na pomysłach Davisa. W swoim poprzednim wpisie podałem różne przykłady świadczące o tym, że było to dalekie od jednoznaczności. Pojawiły się nawet konkretne podobieństwa i różnice. Dla miłośników rocka dwa pierwsze albumy są zbyt złożone i eksperymentalne, dlatego bardziej kręci ich lżejsze wcielenie zespołu.



    „Dlaczego krytycy wybierają akurat ten album jako obiekt swoich ataków, a nie np. "Sweetnighter"?”


    W sumie słuszna uwaga. Z punktu widzenia etyki aktu twórczego niejeden ortodoksyjny jazzfan mógłby sformułować różne zarzuty. Jeśli chodzi o dorobek Weather Report w latach 70., to właśnie na „Sweetnighter” mieliśmy do czynienia z najbardziej znaczącymi zmianami. Korzenie „komercjalizmu” zespołu możemy znaleźć właśnie na tym albumie. Kilka przykładów:
    - wpływy modnego wówczas funku
    - uproszczenie rytmiki
    - odchodzenie od dysonansowej faktury - stopniowy proces na przestrzeni lat, ale akurat na „Sweetnighter” najbardziej wyrazisty w porównaniu z wcześniejszym wydawnictwem
    - Zawinul łagodzi swoje sonorystyczne eksploracje
    - Shorter mocno ogranicza free jazzowe inspiracje

    OdpowiedzUsuń
  14. HW trzeba oceniać w ramach węższej kategorii, jako przedstawiciela stylu fusion, czyli muzyki harmonicznie czerpiącej z jazzu i bazującej na rockowych/funkowych rytmach z backbeatem. Nie ma sensu porównywać z wczesnym jazz-rockiem, który często był praktycznie zelektryfikowanym free jazzem. W obrębie tak rozumianej kategorii jest to zdecydowanie album wybitny.
    Trochę dziwi mnie, że osoba posługująca się nickiem "mahavishnuu" tego nie rozumie. Czy Mahavishnu Orchestra
    to tylko uproszczona wersja wczesnego The Tony Williams Lifetime, pozbawiona nawiązań do free jazzu i bazująca tylko na rockowych rytmach?

    OdpowiedzUsuń
  15. „HW trzeba oceniać w ramach węższej kategorii, jako przedstawiciela stylu fusion, czyli muzyki harmonicznie czerpiącej z jazzu i bazującej na rockowych/funkowych rytmach z backbeatem. Nie ma sensu porównywać z wczesnym jazz-rockiem, który często był praktycznie zelektryfikowanym free jazzem. W obrębie tak rozumianej kategorii jest to zdecydowanie album wybitny”.


    Fundamentalnie się z tym nie zgadzam. Zarówno wczesny Weather Report (1970-1972), jak i wcielenie z okresu „Heavy Weather” to fusion. To bogaty i wielobarwny gatunek, który na przestrzeni lat stale ewoluował. Doskonale widać to na przykładzie bandu Shortera i Zawinula. Weather Report nigdy nie grał jazz-rocka. Porównywanie eponimicznego debiutu z „Heavy Weather” jak najbardziej jest sensowne. Tego typu „komparatystyczna” analiza pozwala lepiej uchwycić różne specyficzne elementy ewolucji gatunku i determinanty jego rozwoju. Mahavishnu Orchestra to z kolei przykład, gdzie płynnie mieszają się elementy fusion i jazz-rocka.

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie chciałem napisać nic kontrowersyjnego. Określenia "jazz-rock" i "fusion" były stosowane dawniej zamiennie. Jeśli je rozróżniasz, podaj proszę jakieś definicje. Nie jest moim zamiarem także negowanie wielkiej różnorodności zjawiska na początkowym etapie rozwoju. Ale nie sposób zaprzeczyć, że obecnie fusion jako gatunek jest rozumiany tak jak to określiłem, czyli raczej muzyka reprezentowana przez np. Gambale'a, Tribal Tech i Snarky Puppy. I dla tak rozumianego fusion "Heavy Weather" to płyta, która może służyć za niejako definicję gatunku. Tak też kształtowane są wymagania wobec muzyków studyjnych, czy programy różnych szkół jazzu.
    Można rozdzierać nad tym szaty, ale taka jest rzeczywistość...

    OdpowiedzUsuń
  17. Jeśli chodzi o kwestie terminologiczne dotyczące rozmaitych stylów, gatunków, to jest to mocno „zachwaszczony” teren. Niektórzy faktycznie używają zamiennie terminów „fusion” i „jazz rock”. Moim zdaniem jest to błąd, który można łatwo wykazać na przeróżnych przykładach. „Fusion” to określenie znacznie szersze. W tym przypadku idiom jazzowy może być łączony z różnymi gatunkami (np. rock, world music, muzyka klasyczna, elektroniczna...). W rezultacie powstają rozmaite mieszanki. „Jazz-rock” przede wszystkim musi być ekstraktem jazzu i rocka, ewentualnie z domieszką innych elementów. Dlaczego nie powinno się stosować tych terminów zamiennie? Spokojnie znajdziemy sporo wykonawców, którzy grali fusion, ale nie inspirowali się rockiem. Weather Report, Catalyst, Hal Galper (1972-1973), Joe Henderson z okresu „The Elements” i „Black Narcissus” - to pierwsze z brzegu przykłady. W dużym stopniu do tej szuflady pasuje również Mwandishi. Z drugiej strony - The Tony Williams Lifetime, Eleventh House czy też Mahavishnu Orchestra wpisują się zarówno w nurt fusion, jak i jazz-rocka. Mamy też cały szereg wykonawców, wyrastających z pnia rockowego, którzy najlepiej pasują do „szufladki” jazz-rock (Colosseum II, wczesne Chicago, Jeff Beck z okresu „Wired” i „Live”, Soft Machine z lat 1975-1978). Jeśli dany podmiot wykonawczy nie ma nic lub prawie nic wspólnego z estetyką rocka, jaki sens ma etykietka „jazz-rock”?

    OdpowiedzUsuń
  18. W opinii krytyków WR uchodzi za typowy przykład jazz-rocka. Żebyś nie twierdził, że zmyślam cytuję Wayte'a (https://www.academia.edu/7596618/Bitches_Brood_The_Progeny_of_Miles_Davis_s_Bitches_Brew_and_the_Sound_of_Jazz_Rock): "They released their first, eponymously titled album, Weather Report, in 1971, and in it we hear all the elements that would create both the Weather Report sound, and one of the distinguishing sounds of jazz-rock: a significant leading role for Zawinul’s electric keyboards, particularly the Fender Rhodes electric piano; sparse and uncomplicated harmonic and formal structures within which players could freely improvise their own harmonic variations, countermelodies, and rhythmic syncopations; a nearly-constant, driving, rhythmic groove binding the often freeform improvisations, using both drums and “ethnic” percussion; an unusual sense of melody (usually contributed by Shorter’s saxophone), often angular and rhythmically untethered but always prominent and memorable; and ostinatos and repeated phrases used to create structure, rather than traditional descending-fifth harmonic progressions."
    Tak, jak już pisałem: w fusion nie mamy tradycyjnych jazzowych swingujących rytmów, zamiast tego mamy rockowe rytmy ósemkowe (często "rock shuffle" rozpropagowany przez zespoły British Invasion). Niektórzy zwracają też uwagę na to, że forma we wczesnym jest pokrewna bardziej rockowym jamom niż tej typowej jazzu.

    OdpowiedzUsuń
  19. Podejrzewam, że tekst Wayte’a podniósłby ciśnienie Zawinulowi. Pianista nie lubił, gdy żurnaliści przyczepiali ich muzyce etykietkę „jazz-rock”. Zdarzało mu się nawet zrugać dziennikarza w czasie wywiadu. Niektóre przykłady Wayte’a są bardzo ogólne - na przykład znacząca rola instrumentów klawiszowych, w tym fortepianu Fender Rhodes. Ważne jest przecież również to, jak artysta gra (język muzyczny, artykulacja, narracja...). Inne wręcz osobliwe - przecież pod względem rytmicznym, a zwłaszcza harmonicznym to inna bajka. Na eponimicznym debiucie harmonika przywołuje raczej skojarzenia z free jazzem - mocno dysonansowa faktura, czasami ciążąca w stronę atonalności. Z rockiem może kojarzyć się elektryfikacja instrumentarium. To jednak za mało, bo przecież rock nie ma monopolu na „elektryczność”. Istotne jest również to, jakie były inspiracje muzyków. Można o tym poczytać w wywiadach. Rock jako taki znajdował się poza horyzontem ich zainteresowań, jeśli już to w nikłym stopniu. Owszem, artystów inspirowała muzyka popularna, ale zazwyczaj były to inne rejony. Shorter był zafrapowany muzyką brazylijską, co świetnie słychać na jego płytach solowych, szczególnie tych wydanych w latach 1969-1975 („Super Nova”, „Moto Grosso Feio”, „Native Dancer”). Z kolei Zawinula coraz bardziej pochłaniała world music.



    „Tak, jak już pisałem: w fusion nie mamy tradycyjnych jazzowych swingujących rytmów, zamiast tego mamy rockowe rytmy ósemkowe (często "rock shuffle" rozpropagowany przez zespoły British Invasion)”.

    Rytmika w muzyce fusion to skomplikowany i niejednoznaczny temat. Wystarczy wziąć na tapetę czołówkę gatunku. Inspiracje, modele gry były przeróżne. Porównaj sobie takich drummerów, jak: Tony Williams, Billy Hart, Jack DeJohnette, Lenny White, Airto Moreira, Alphonse Mouzon. Nie da się tego sprowadzić do jednego modelu. W zasadzie każdy przypadek można rozpatrywać oddzielnie.

    OdpowiedzUsuń
  20. Przesterowany bas na "Umbrellas" kojarzy się z rockiem i wydaje się, że tego typu "elektryczność" wywodzi się jednak z rocka. Pewnie masz rację, że WR nie byli bezpośrednio inspirowani rockiem, ale przejęli te wpływy od Milesa.
    Wszyscy wymienieni perkusiści, gdy grali fusion używali rockowych rytmów. Oczywiście to często nie jest jedyny element ich stylu, jak np. w przypadku Return to Forever "Spain", gdzie Moreira używa jeszcze rytmu clave.

    OdpowiedzUsuń
  21. Przykład z przesterowanym basem jest dobry. Pod względem stricte brzmieniowym faktycznie może kojarzyć się z ówczesnym rockiem. Na grę Vitouša warto jednak spojrzeć nieco szerzej. Inne elementy zazwyczaj mocno odbiegają od rockowej estetyki. Już sama koncepcja podejścia do roli basu w zespole wydaje się znamienna. Pod tym względem kontrabasista wyznaczał trendy również na jazzowym poletku. Vitouš chciał tworzyć bardziej złożone i mniej schematyczne linie na swoim instrumencie. Inaczej postrzegał również rolę i zadania współczesnego kontrabasisty. Postanowił odejść od konwencjonalnej gry na tym instrumencie. Dążył do jego stopniowej emancypacji. Jego pragnieniem było to, aby kontrabas, a później gitara basowa, stały się instrumentami solowym w tym samym stopniu, co gitara, saksofon czy też fortepian. Pod względem strukturalnym i harmonicznym jego gra była mocno odmienna od rockowych standardów. Warto jeszcze zwrócić uwagę na artykulację. Vitouš lubił grać smyczkiem na kontrabasie. Już na swoim drugim albumie solowym „Purple” (1970) na szerszą skalę eksperymentował na tym obszarze. W tym okresie jego styl gry to dobry przykład progresywnego jazzu - otwarcie na eksperymenty, fuzje z innymi gatunkami, niezamykanie się w jazzowym getcie.

    Nieco podobny jest przypadek Hugh Hoppera (circa lata 1969-1972). W tym sensie, że jego przesterowany bas pod względem brzmieniowym kojarzył się z rockiem. Muzyk przyznawał jednak w wywiadach, że nie inspirował się rockiem, ale jazzem nowoczesnym. Ciekawie wypada porównanie gry Paula McCartneya i Hoppera. Obydwaj byli prekursorami, jeśli chodzi o wykorzystanie przesterowanego basu. Pod względem brzmieniowym słychać pewne analogie, jednak na innych obszarach muzycznego przekazu różnica jest zasadnicza.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja podejrzewam, że Vitous mógł inspirować się grą Melvina Jacksona (nie chodzi mi tu o wspomniany w poprzednim komentarzu utwór), który grał na "Silver Cycles" Eddiego Harrisa (Zawinul też jest obecny na tej płycie, przypadek?). Jackson wydał też solową płytę "Funky Skull" (1969) pełną innowacyjnych efektów zastosowanych do kontrabasu. Możliwe więc, że część elementów brzmienia, które aprobujesz pochodziła z inspiracji jazz-funkiem.

    OdpowiedzUsuń
  23. Wprawdzie nie przepadam za funkiem, ale wspomniany przez Ciebie „Funky Skull” swego czasu mnie zaintrygował. Pod względem brzmieniowym w niejednym względzie faktycznie była to innowatorska płyta. Trudno orzec, czy miała wpływ na Vitouša. W latach 1973-1974, gdy w obozie Weather Report narastał konflikt na linii Vitouš-Zawinul, jednym z istotnych punktów sporu był stosunek do funku. Zawinul i Shorter optowali, aby nasycić muzykę elementami funku, z kolei czeski kontrabasista miał silne opory. Zawinul w wywiadach twierdził, że kontrabasista niezbyt dobrze radził sobie z grą w funkujących utworach. Oliwy do ognia dolał fakt, że na sesje nagraniowe zapraszano (bez zgody Vitouša) basistów, którzy mieli nasycić muzykę zespołu elementami funku. Na przykład w czasie sesji do „Sweetnighter” pojawił się Andrew White. Paradoksalnie, gdy w wyniku paskudnej intrygi Vitouša usunięto z Weather Report, basista w pewnym stopniu zbliżył się do funk-jazzu. Słychać to dobrze na „Magical shepherd” (1976), czyli jego pierwszym albumie solowym po odejściu z Weather Report. Dziwna sprawa. Ewolucja stylistyczna, naciski wytwórni płytowej, a może zwykły koniunkturalizm? To już pytanie do Vitouša.

    OdpowiedzUsuń
  24. Dziwne, wcześniej grając z Herbie Mannem jakoś nie miał oporów żeby łączyć jazz z popem, nawet wersję "Come Together" zdarzyło mu się nagrać. Może więc powrót do korzeni?

    OdpowiedzUsuń
  25. W przypadku Herbie Manna i jego płyty „Windows Opened” trzeba brać namiar na to, że był to jego autorski projekt. Vitouš był młodym sidemanem. Co ciekawe, na płycie zagrał Sonny Sharrock, którego trudno również kojarzyć z tego typu dźwiękami. Współproducentem płyty był Arif Mardin, co zapewne nie było bez znaczenia.

    OdpowiedzUsuń