8.01.2023
Jaki reżyser filmowy w mistrzowski sposób łączył obraz z muzyką? Jednym z pierwszych nazwisk, które od razu przychodzi na myśl to Kubrick. Szczególnie takie obrazy, jak: „2001: A Space Odyssey”, „A Clockwork Orange”, „Barry Lyndon” i „The Shining”.
Cherry Red Records uraczyło nas cennym wydawnictwem. W 2018 roku ukazał się czteropłytowy box zawierający muzykę wykorzystaną w filmach Mistrza w latach 1957-1999. W jego wczesnych filmach muzyka nie odgrywała jeszcze tak istotnej roli. Instruktywne w tym względzie są choćby ścieżki dźwiękowe do takich obrazów, jak „Paths Of Glory” (1957), „Spartacus” (1960) czy też „Lolita” (1962). Dwa ostatnie wypełniły głównie dość konwencjonalne partie orkiestrowe. Już na nich pojawiały się jednak pierwsze sygnały, że amerykański reżyser nie chce traktować muzyki jak tapety dźwiękowej. Wbrew pozorom Stanley Kubrick nie był wybitnym erudytą muzycznym. Często wybierając oprawę dźwiękową do swoich filmów posiłkował się wsparciem swoich współpracowników. Pomocny w tym względzie był producent Ian Harlan – kłania się choćby słynny fragment z poematu symfonicznego Straussa „Also Sprach Zarathustra”. Warto przyjrzeć się wnikliwie, jak na przestrzeni lat zmieniała się rola i znaczenie muzyki w filmach tego wybitnego reżysera. Dla nas, melomanów, może być to szczególnie interesujące. Kubrick traktował w swoich obrazach ten rodzaj sztuki bardzo poważnie. Muzyka, począwszy od „2001: A Space Odyssey”, stała się ważnym elementem strukturalnym jego dzieł. Było to wręcz autonomiczne medium. Reżyser przyznawał w wywiadach, że muzyka jest dla niego ważniejsza niż słowa wypowiadane w dialogach. Znakomitą egzemplifikacją takiego podejścia do materii filmowej jest wspomniane powyżej arcydzieło science fiction.
Prawdziwą rewolucję, i to nie tylko w jego twórczości, przyniósł obraz magiczny „2001: A Space Odyssey” (1968). To właśnie w nim udało mu się w najbardziej wizjonerski sposób połączyć obraz z muzyką. Podróż poza granice nieskończoności Bowmana to jeden z najbardziej frapujących fragmentów w historii kina. Zaczyna się na orbicie Jowisza - w książce Clarke'a, na której oparł się reżyser, był to Saturn. Po przekroczeniu Kosmicznych Wrót kapsuła astronauty przechodzi w inny wymiar przestrzeni, docierając ostatecznie do tajemniczej komnaty, utrzymanej w osiemnastowiecznym stylu francuskim. Efekty, pomimo upływu 50 lat, wciąż robią ogromne wrażenie. Fantastyczne pejzaże osiągnięto głównie dzięki wykorzystaniu negatywów barwnych zdjęć okolic pustynnych i nadmorskich. Muzyka Ligetiego niesamowicie stapia się z obrazem, sugestywnie oddając tajemniczość, chłód i bezmiar kosmosu. Warto przypomnieć, że w filmie pojawiają się fragmenty kilku sztandarowych dzieł tego kompozytora („Requiem”, „Lux Aeterna”, „Atmosphères”). Niestety powyższych utworów nie znajdziemy na tym wydawnictwie, co niewątpliwie obniża jego wartość. Na szczęście nie zabrakło innych, które również współtworzyły legendę filmu. Jest zatem słynny wstęp do „Also Sprach Zarathustra”, Richarda Straussa, pełniący rolę sugestywnej klamry, pojawia się „kosmiczny balet”, czyli „An Der Schönen Blauen Donan”, Johanna Straussa II, poza tym inne klasyczne kompozycje (m.in. Mendelssohna, Chaczaturiana).
Cały trzeci dysk wypełniła muzyka z „A Clockwork Orange” (1971). To jedno ze szczytowych osiągnięć Kubricka na polu integracji różnych sztuk, także muzyki. Tym razem w mistrzowski sposób wykorzystano muzykę Beethovena, Rossiniego, Purcella, Elgara, Prokofiewa i Rimskiego-Korsakowa. Pracując nad ścieżką dźwiękową „A Clockwork Orange” Kubrick chciał sięgnąć po nagrania Pink Floyd („Atom Heart Mother”), jednak Roger Waters nie zgodził się na fragmentaryczne wykorzystanie kompozycji. Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie brak w boxie utworów Waltera Carlosa. Jego syntezatorowe brzmienia sugestywnie współtworzyły klimat niezwykłej dystopii (kłania się choćby scena w „Korova Milk Bar”). Mocnym punktem w zestawie jest również muzyka do „Barry'ego Lyndona” (1975). Kogóż nie zauroczyło andanto con moto z II tria fortepianowego es-dur op. 100 D 929 Schuberta czy też umiejętnie wplecione dzieła Bacha, Vivaldiego, Mozarta i Händla? W przypadku muzyki do tego obrazu dojmujący jest brak utworów The Chieftans. Ostatnią wybitną ścieżką dźwiękową była muzyka do „The Shining” (1980). Tym razem film Kubricka okrasiły między innymi dzieła Bartóka, Berlioza, Sibeliusa i Pendereckiego. Ano właśnie, szalenie brakuje mi w zestawie sonorystycznych arcydzieł naszego Mistrza.
Zupełnie pominięto muzykę z filmu „Full Metal Jacket” (1987). Na szczęście w tym przypadku nie jest to jakaś niepowetowana strata. Kontrowersje budzi dobór tematów z „Eyes Wide Shut” (1999). Wprawdzie umieszczono utwory Liszta i Mozarta, nie zabrakło również Wagnera i Oscara Petersona. Niestety, brakuje jednak kompozycji, które z „Eyes Wide Shut” kojarzą mi się najbardziej. Chodzi rzecz jasna o enigmatyczny „Masced Ball”, autorstwa Jocelyn Pook - kłania się niezapomniana scena w czasie balu maskowego. Co gorsza, nie ma również fragmentów z fortepianowego cyklu György Ligetiego „Musica Ricercata” („Mesto, Rigido E Ceremoniale”) . Ten drugi jest nie tylko niezwykle sugestywny, ale także odgrywa istotną rolę w strukturze filmu. Z pewnością nie był to świadomy wybór ludzi z Cherry Red Records. W grę wchodziły zapewne prawa autorskie, ewentualnie brak zgody współczesnych kompozytorów.
Summa summarum – bardzo cenne wydawnictwo! Dlaczego ocena nie jest maksymalna? Z dwóch względów. Jakość muzyki oraz kreatywność w jej wykorzystaniu w takich obrazach, jak „2001: A Space Odyssey”, „Barry Lyndon” czy też w „A Clockwork Orange” zasługuje na najwyższe uznanie. Tak dobrze nie jest już jednak w przypadku wcześniejszych soundtracków („Paths Of Glory”, „Spartacus”, „Lolita”). Istotnym mankamentem jest również brak w zestawie utworów kilku kompozytorów (m.in. Walter/Wendy Carlos, Krzysztof Penderecki, György Ligeti).
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz